— A co to ma
znaczyć? — zawołałam, zatrzaskując za sobą drzwi.
W gabinecie panował
straszliwy chaos, a przy otwartej szafie stała do połowy rozebrana dziewczyna;
wyglądała tak, jakby dopiero z niej wyszła. Była niewiele starsza ode mnie,
musiała mieć jakieś dwadzieścia lat, jej jasna, ładna twarz o słowiańskich
rysach powleczona była wyrazem zaskoczenia, rozczochrane włosy sięgały jej ramion
i były barwy kasztanowej; do połowy zdarta wrzosowa szata odsłaniała małe,
okrągłe piersi. Sam Lockhart wciąż krzątał się po gabinecie, lecz w momencie,
kiedy wpadłam do środka, zatrzymał się gwałtownie i upuścił książki, które
dzierżył w dłoniach. Przez chwilę w pomieszczeniu panowało ciężkie do
zniesienia milczenie, podczas którego dochodziłam do siebie po tym, co ujrzałam.
Szok powoli ustępował miejsca rozpaczy, niedowierzaniu i wściekłości. Było to
najgorsze połączenie. Odetchnęłam kilkakrotnie, ale ręce już zaczynały mi
drżeć.
— To… to… —
Gilderoy zaczął się jąkać, ale szybko wymienił spojrzenia z dziewczyną, a
pewność siebie mu wróciła. Wyprostował się i rzekł: — Nie. Mary Madeleine, to
jest Colette Dauphin. Te kłamstwa już nie mają sensu.
— Co…? Jakie
kłamstwa? Gilderoy, co to znaczy?! — krzyknęłam, a coś ścisnęło mnie w gardle.
Poczułam, że cały mój
świat się zawalił. Ufałam mu! A to bez wątpienia wyglądało na zdradę. Ale skąd
ta kobieta się tu wzięła? I kim była? Nie potrafiłam pojąć tego, co się w tej
chwili działo. Nie potrafiłam spokojnie myśleć, nie potrafiłam… Niczego nie
potrafiłam, a najbardziej nie umiałam znieść tej sytuacji! Nie!!!
— To jest moja
narzeczona, Mary, chyba nie myślałaś, że taki ktoś jak ja jest samotny — rzekł
spokojnie i stanowczo. Najgorszy w tym wszystkim był ton, jakim się do mnie
zwracał. I ten bezczelny, olśniewający uśmiech. — Posłuchaj, ja wiem, że
zachowałem się wobec ciebie okropnie, ale to jest moja praca.
— Dlaczego mówiłeś
mi to wszystko? Jak głupia pokochałam cię, a ty… — Miotałam się wściekle, a po
policzkach płynęły mi łzy.
Lockhart westchnął
ciężko, Colette w tym czasie szybko się ubierała. Moje pole widzenia zostało
zawężone tylko i wyłącznie do mężczyzny, na którego widok serce mi krwawiło. Ruszył
powoli do pakowania swoich rzeczy, jakby zupełnie nic się nie stało. Sytuacja
wydała mi się absurdalna.
— Wytropiłem cię
już jakiś czas przed początkiem pierwszego semestru —odparł, a ja poczułam się
jakbym grała w jakimś potwornym śnie. Moje serce broczyło krwią gorącą i
bolesną, dusza krzyczała, chcąc wyrwać się ze mnie i polecieć daleko, jak
najdalej od tego miejsca. — Miałem pewne informacje, więc pomyślałem sobie, że
to dobry materiał na kolejną książkę. Zdemaskowanie cię przyniosłoby mi góry
złota i sławę jeszcze większą, niż dotychczas posiadałem. Ale musiałem
poczekać, aż zaczniesz mówić, cóż. Trochę to trwało.
Poczułam się
przytłoczona, jakby ten ciężki, kamienny sufit zwalił mi się na głowę. Nie
docierało do mnie ani jedno słowo Lockharta. Cofnęłam się kilka kroków, aż
poczułam za plecami ścianę. Panowała we mnie przedziwna mieszanina nietypowych
emocji: przygnębienia, rozpaczy, a także szalonej wściekłości. To był strumień,
którego nie potrafiłam powstrzymać, czułam, że jeśli to potrwa jeszcze jakiś
czas, rozsadzi mi głowę. Jedynym sposobem na uwolnienie się od tego potwornego
cierpienia było dokonanie najstraszliwszego czynu. Pierś falowała mi w szybkim,
nierównym oddechu, a ja robiłam wszystko, aby oddalić od siebie te obrzydliwe
myśli.
— Nie przeszkadzało
ci sypiać ze mną, kłamać, tyle ryzykować? — zawołałam i przeczesałam palcami
włosy; w dłoniach pozostał mi duży pukiel szkarłatnych kosmyków, który strzepnęłam
na podłogę. — Ty dziwko… Ty męska dziwko… A ja ci zaufałam…
Jednak Gilderoy nie
przejął się moimi słowami i potokiem przekleństw, które wykrzyczałam pod jego
adresem. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wycelował nią w moją twarz.
— O wszystkim za
chwilę zapomnisz i będziesz szczęśliwa. Oczywiście do czasu, kiedy ujawnię
twoją tożsamość światu — rzekł. — Przykro mi.
— Twoje kurewskie
niedoczekanie!
Zanim wypowiedział
zaklęcie, rzuciłam się na niego, rycząc jak dzikie zwierzę. Różdżka wyleciała
mu z ręki, a moja noga natrafiła na nią, łamiąc ją na pół. Jeszcze nigdy nie
czułam takiej nienawiści. Wszystko burzyło się we mnie, jakbym w żołądku miała
ogromny wulkan pełen lawy. Był już gotowej do erupcji. Lockhart nie spodziewał
się po mnie takiej reakcji. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia i
zaskoczenia, zamachnął się ramionami jak tonący usiłujący rozpaczliwie utrzymać
się na powierzchni wody. Upadając, strącił z komody wszystkie ukryte za szkłem
zdjęcia swojej osoby, a te roztrzaskały się w drobny mak, pokrywając całą
podłogę ostrymi odłamkami. Poczułam, jak wbijają mi się w przedramiona i twarz,
z ran na łokciach trysnęła obficie krew. Nie potrafiłam znieść tego, że ze mnie
zadrwił, skrzywdził mnie tak, jak jeszcze nikt dotąd. Zacisnęłam palce dookoła
jego szyi, paznokcie wbiły się w idealnie zadbaną skórę, tworząc na niej
bordowe, maleńkie ślady w kształcie półksiężyców. Twarz Lockharta momentalnie
pokraśniała, a ja, odskoczyłam, nie mogąc powstrzymać strachu, który
niespodziewanie wykrzywił mi brwi i zmarszczył czoło. Opanowałam się jednak,
zanim Lockhart zaczerpnął ze świstem powietrza. Instynktownie chwyciłam jeden z
większych odłamków szkła spoczywający tuż obok głowy profesora i wbiłam go
prosto w jego gardło, dając upust potwornej nienawiści, zupełnie jakbym była
balonem, z którego ktoś wypuścił złe, trujące powietrze. Lockhart wydał
ostatni, przedziwny dźwięk, coś pomiędzy ochrypłym warknięciem i ostatnią próbą
odetchnięcia, z ust wypłynął mu gęsty, szkarłatny potok krwi, opryskując mi
twarz maleńkimi kropelkami. Poczułam pod palcami, jak każdy jego mięsień zadrżał
w ostatnim przedśmiertnym impulsie. Dopiero po długiej, bardzo długiej chwili
zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Lockhart leżał na zalanej krwią
podłodze z rozrzuconymi pod nienaturalnym kątem kończynami, rozszerzonymi,
pozbawionymi wyrazu tak przecież pięknymi, czystymi oczami oraz rozsypanymi,
pozlepianymi jeszcze gorącą, gęstą krwią włosami. Ruchome fotografie, które
wypadły z ramek, wrzeszczały niemo, usiłując chować się przed ogromnymi,
błyszczącymi kroplami na ich powierzchni. Serce waliło mi w piersi jak
oszalałe, lecz nie ze strachu, tylko z gniewu i przedziwnej ekscytacji. Właśnie
zabiłam człowieka, mężczyznę, którego tak bardzo kochałam. Kilka sekund temu
jeszcze był, a teraz… Teraz już nie istniał. Przeszył mnie dreszcz, lecz serce
domagało się większej zemsty. Mój umysł był chłodny i czysty, myślałam zupełnie
jasno. W pewnej chwili zapragnęłam, aby osoba, która go znajdzie pomyślała, że
uczynił coś bardzo, bardzo złego. Wciąż ściskając w dłoni odłamek, rozdarłam
szatę na piersi ciepłego jeszcze nauczyciela i wbiłam go w mostek, jednak
niezbyt głęboko — na tyle, aby poczuć pod ostrzem chrzęst kości. Jak malarz,
pewnym ruchem ręki pociągnęłam szkło w dół, kreśląc duży pentagram, lśniący
szlachetnym szkarłatem w ciepłym, aczkolwiek wątłym świetle świec, jedynym i
spokojnym świadkiem mojej zbrodni. Otoczyłam go równym kołem, czując się tak,
jakbym kreśliła po pergaminie. Odrzuciłam od siebie szklany odłamek, a powaga
tego czynu spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. W sercu jednak byłam zupełnie
spokojna, na duchu było mi lekko, jednakże rozpacz mnie przepełniała, była
niczym blokada uniemożliwiająca uczucie szczęścia. Wiedziałam, że tak będzie
już zawsze. Łzy płynęły po mojej twarzy, rozmazując zaschniętą już krew. Bałam
się je otrzeć, ponieważ ręce miałam w tragicznym stanie: całe pocięte, pokryte
grubą warstwą świeżej krwi, paznokcie zaś — wyłamane. Ale nie czułam bólu,
gniew wciąż we mnie szalał jak potężny huragan. Wybiegłam z komnaty i zamknęłam
ją zaklęciem. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że za to przestępstwo
mogę spędzić resztę życia w Azkabanie. A przecież trwało to tak krótko…
Zaledwie sekundę, która była już ostatnia dla Lockharta.
Przebiegłam przez
korytarz, a dyszałam tak ciężko, jakbym przebiegła dookoła całe boisko do
quidditcha. Nie mogłam zostać w Hogwarcie, nie po tym, co się stało. W obecnej
chwili nie myślałam o tym, dokąd pójdę. Musiałam stąd uciec. I to jak
najszybciej. Zaczęłam czuć swego rodzaju niepokój. Jeszcze raz przeczesałam
włosy, mechanicznie i nieświadomie, a na kamienną podłogę poleciała ich cała
garść.
Zatrzymałam się
gwałtownie, widząc Szaula siedzącego na pierwszym stopniu schodów. Kot
przyglądał mi się uważnie, jakby na mnie czekał. Machnęłam tylko ręką, a on
poderwał się i pobiegł za mną. Było to niezwykle inteligentne stworzenie,
prawie w ogóle nie musiałam się nim zajmować, czasami zaś zachowywał się nawet
jak człowiek.
Błyskawicznie pojawił
się w mojej głowie plan. Teraz, kiedy w całej szkole panowało zamieszanie z
powodu porwania Ginny Weasley, gabinet Snape'a był pusty. Nawet jeśli drzwi
byłyby zamknięte, ja doskonale znałam odpowiednie zaklęcia i hasła, dzięki
którym mogłam wejść do środka i użyć kominka, by uciec.
Niepostrzeżenie
przebiegłam przez hol, później lochy… Gabinet profesora był faktycznie zamknięty
i całkiem opustoszały, kiedy w końcu udało mi się wejść do środka. Nareszcie
romans ze Snape'em wyszedł mi na dobre. Zanurzyłam dłoń w puszce pełnej
błyszczącego, ciepłego proszku, machnęłam różdżką w stronę kominka, aby
rozpalić w nim ogień, a kiedy buchnęły złote i szkarłatne płomienie, wrzuciłam
w palenisko garść magicznego proszku i wkroczyłam w szmaragdowozielony wir. Nie
miałam pojęcia, dokąd zawiedzie mnie kominek, błądziłam myślami gdzieś dookoła
bezpiecznego miejsca, gdzie mogłam się ukryć i przeczekać te trudne chwile. W
głowie jednak miałam całkowitą pustkę, oczami wyobraźni nie widziałam ani
jednego odpowiedniego schronienia. Wirowałam dookoła własnej osi, ściskając w
ramionach Szaula i zaciskałam powieki. Czułam się okropnie rozbita, drżałam na
całym ciele, choć w duszy byłam spokojna. To, co uczyniłam w Hogwarcie obudziło
we mnie zupełnie nowe, nieznane dotąd uczucia, które nie sposób było opisać.
Niesamowitą siłę i rozpierającą mnie energię, niemalże… satysfakcję. Pierwszy
raz triumfowałam nad kimś całkowicie i w stu procentach, ku mojemu zaskoczeniu
nie niepokoiło mnie to, że właśnie dopuściłam się straszliwego czynu. Było to
dla mnie całkiem normalne, choć wcześniej nigdy nie pomyślałam, że mogłabym
zabić człowieka. Teraz nawet podchodziłam do tej sprawy bardzo racjonalnie, bez
cienia emocji. Bolało mnie tylko to, co zrobił Lockhart. Nie mogłam tego
przeżyć, skrajne uczucia przenikały mnie falami: przytłaczające cierpienie i
ostra wściekłość, która roznosiła mnie od środka.
Poczułam uderzenie
chłodnego powietrza, które przyjemnie owionęło mi twarz. Otworzyłam oczy i
rozejrzałam się dookoła. Przepełniała mnie mieszanina ciekawości i przerażenia,
kiedy wychyliłam się lekko do przodu. Znalazłam się w jakimś obskurnym lokalu,
który wyglądał na tani, brudny, ale przeludniony. Przy stolikach siedzieli
gburowaci magowie z długimi, burymi, splątanymi brodami, posępne wiedźmy
dłubiące powykrzywianymi, żółtymi pazurami w obrzydliwych, psujących się
zębach, a także stworzenia niezwykle różniące się od zwyczajnych ludzi. Na
początku przeraziło mnie środowisko, w którym się znalazłam, lecz szybko się
zorientowałam, że pojawiłam się w karczmie na Nokturnie. Nikt nie zwrócił na
mnie najmniejszej uwagi, więc rychło ruszyłam w stronę brudnego kontuaru, za którym
stała zaniedbana, aczkolwiek niezwykle mocno pomalowana niewiasta w skąpym,
przepoconym stroju. Jej przetłuszczone, niemyte od kilku dni blond loki
napawały mnie obrzydzeniem. Gdy zatrzymałam się tuż przy niej, zmierzyła mnie
chłodnym spojrzeniem, ale nie odezwała się ani słowem. Najwyraźniej widok
powalanej krwią osoby był dla niej czymś normalnym.
— Dobry wieczór. — Prawie
wyłaziłam ze skóry, aby mój głos zabrzmiał zwyczajnie. — Chciałabym wynająć
pokój.
— Na jak długo?
Nie odpowiedziałam, tylko
wyciągnęłam z kieszeni szaty kilka srebrnych sykli i położyłam je na blacie.
Było to wszystko, co w tej chwili miałam. Kobieta zdjęła z haczyka za jej
plecami duży, miedziany klucz z wygrawerowaną szóstką i podała mi go. Cóż. To
teraz miał być mój nowy dom. Dopóki nie skończą mi się pieniądze.
___________
Rozdział krótki,
ponieważ chciałam opisać to zdarzenie nie tylko z perspektywy głównej
bohaterki, a nie lubię tak mieszać narracji. Wróciłam cała i zdrowa, lecz teraz
nadrabiam naukę w szkole. Dziś urodziny mojego brata, więc sto lat, sto lat,
natomiast w przyszłym tygodniu zaczynam ferie. Mam nadzieję, że uda mi się
nadrobić na innych blogach. Dedykacja dla Lily. :*
PS: Zapraszam pod ten adres,
gdzie znajdują się moje nowe linki, możecie tam się jeszcze w komentarzach
zapisywać, ponieważ raczej na sto procent nie zapisałam wszystkich.
~Lily
OdpowiedzUsuń3 lutego 2013 o 15:09
O. Mój.. Słodki.. Jezu..
Jestem kompletnie zaskoczona.
I nie mówię tylko treści tego rozdziału, ale i o dedykacji.
( za którą baaaaardzo dziękuje)
Hm..
Na głośnikach lecą mi jakieś wesołe piosenki o miłości, a tutaj wpada Mary i robi rozpierdziel!
Pierwsze co to jestem bardzo niemile zaskoczona, dowiadując się że Lockhart miał narzeczoną. Odważę się nawet powiedzieć, że jest zwykłą świnią, bo wykorzystał uczucia Mary dla własnego zysku! (ciekawie skąd wiedział o jej pokrewieństwie z Czarnym Panem.)
Ale.. Żeby dziewczyna od razu zabiła swojego nauczyciela a w tym kochanka.. Nie spodziewałam się.!
Ale to jak opisałaś jej odczucia po tym morderstwie, nie mam wątpliwości, że ona na pewno jest JEGO córką.
Aż mnie ciarki przeszły. ;P
Chyba pisałaś na szybko, prawda? ;> Powkradało Ci się kilka błędów, ale to nie jest ważne. ;)
Więc.. Ukłony za ten rozdział. ;)
Pozdrawiam. ;*
lily-ev.blog.onet.pl
4 lutego 2013 o 17:48
UsuńKurde, nie powinnam informować o rozdziale kogokolwiek, zanim go nie poprawię w bibliotece.
No cóż, to, w jaki sposób Lockhart wykrył, że MM jest córką Voldka, jest już tylko i wyłącznie jego tajemnicą, zabrał ją ze sobą do grobu. Oczywiście do czasu ;>
Zastanawiałam się właśnie, czy któreś z Was zorientuje się, że związek z MM dla Gilderoya jest tylko zwykłym podstępem xD Aczkolwiek starałam się jak najbardziej przekonująco opisać ich relacje, nawet z jego strony, mimo że nigdy za Lockhartem nie przepadałam xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń4 lutego 2013 o 17:03
Ha! Tak właśnie myślałam, że tajemnicza kochanka Gilderoy’a się ujawni;) co prawda, bardzo mi było żal Mary Madeleine na początku… Ale szybko sobie sama poradziła. Wow. Nie spodziewałam się że go zabije.
Rozwaliłaś HP :D
Zbrodnia opisana idealnie. Spokój, opanowanie, nie ma chaosu. Mary doskonale wiedziała, co robi. Voldek byłby dumny.
Spoko literówek i złączeń. Jak będziesz miała chwilkę to przejrzyj:)
Buziaki, i czekam na cd!
Caitlin
4 lutego 2013 o 17:41
UsuńWyrazy się pozlepiały?
Oo”
Jutro udam się do biblioteki i tam zbetuję.
Zbrodnię opisywałam u fryzjera, więc także uważam, że jak na niezbyt dobre warunki wyszło mi to nieźle. Aczkolwiek mogłoby być lepiej, jak zawsze xD
~Marzycielka
OdpowiedzUsuń5 lutego 2013 o 21:08
Wow. Jestem pod sporym wrażeniem ;)
Nie spodziewałam się takiego dynamicznego i brutalnego obrotu akcji.
Kiedy czytałam o zdradzającym MM Lockharcie i jego przyznaniu się do oszustwa, cieszyłam się, że wciąż chowałam do niego jakiś płomyk nieufności. Biedna dziewczyna, taki widok musiał być straszny. Jej reakcja jednak jest godna córki Vodemorta – swoje zranienie ukazuje w gniewie. Zamiast rozpaczać w samotności, dokonuje zemsty. Zemsty najstraszliwszej. Mimo wszystko śmierć mężczyzny mną wstrząsnęła. W tej sytuacji ucieczka to jednyne rozwiązanie, aby uniknąć więzienia.
Nieźle. Jedna chwila i życie MM uległo zupełnej zmianie…
~Marzycielka
Usuń5 lutego 2013 o 21:16
Aha, i jak zwykle o czymś zapomniałam.
Nie wiem, czy coś mi nie umknęło, ale nie podałaś, co podczas morderstwa(swoją drogą opisanego bardzo precyzyjnie i klimatycznie) robiła narzeczona Lockharta. Czyżby MM zapomniała usunąć świadka? :P
6 lutego 2013 o 09:28
UsuńAaaa, właśnie. Czekałam, aż ktoś o to zapyta. Pisałam w pierwszej osobie, czyli musiałam wczuć się w osobę, która pod wpływem impulsu dokonuje morderstwa. MM nie zapamiętała wszystkiego, w następnym rozdziale jego ciało zostanie odnalezione, więc będzie jego opis xD
6 lutego 2013 o 09:26
UsuńWiesz, to, że ktoś zabija pod wpływem impulsu nie znaczy, że później, kiedy emocje opadają, nie przychodzi chwila zdołowania i rozpaczy. No, ale to w kolejnym odcinku, nie mogę tak zdradzać fabuły, bo byście nie czytali, heh xD