28 lutego 2013

Rozdział 16

         Przez długi czas łomotali w drzwi gabinetu należącego do nauczyciela obrony przed czarną magią. Nie byli najlepszymi przyjaciółmi, lecz teraz stali ramię w ramię: Severus Snape i Albus Dumbledore, równie zmartwieni, jak i przerażeni. To, co stało się w Komnacie Tajemnic bez wątpienia było tragiczne, lecz zniknięcie Lockharta wydało im się bardziej złowieszcze. W ich głowach pojawiło się to samo pytanie: dlaczego profesor zamknął się w swoim pokoju? Mistrz Eliksirów miał na ten temat swoją teorię.
         — To na nic — warknął przez zaciśnięte zęby. — Musimy wyważyć drzwi.
         W jego dłoni pojawiła się różdżka, ale dyrektor powstrzymał go uprzejmie, chwytając delikatnie za ramię.
         — Ależ Severusie, ośmielę się przypomnieć ci, że to niezwykle niegrzeczne — rzekł, choć jego oczy zalśniły niepewnie.
         Dumbledore nie wierzył, że mogło stać się coś złego, natomiast Snape już prężył się do ataku. Miał ochotę rozprawić się z tym tchórzliwym gogusiem już dawno temu.
         — Pewnie ten wypacykowany laluś stchórzył, kiedy Potter i Weasley po niego przyszli, więc zabarykadował się w gabinecie.
         Odsunął ściskające go ramię dyrektora i machnął różdżką, której świst pomieszał się z hałasem żelaznych, rozpadły się na drobne kawałeczki zawiasów. Dwaj mężczyźni w ostatniej chwili zdążyli odskoczyć, gdyż drzwi wypadły z drewnianych framug i zwaliły się z hukiem na kamienną podłogę. Gdy mieszanina kurzu i wiórów opadła, ich oczom ukazał się nieludzki bałagan, jak gdyby właściciel tych porozrzucanych rzeczy pakował się w pośpiechu. Lockharta nigdzie nie było, jedynie nozdrza drażnił ostry, nieprzyjemny swąd.
         — A cóż to jest? — mruknął Dumbledore, marszcząc srebrne brwi.
         Pochylił się lekko za biurkiem, a kiedy to zrobił, jego wiecznie opanowana i emanująca optymizmem twarz skamieniała. Snape uczynił to samo, lecz w momencie, gdy ujrzał to, co leżało na kamiennej podłodze, jego duszę przepełnił lęk i obrzydzenie. Był śmierciożercą od bardzo wielu lat i bywał świadkiem makabrycznych scen, ale to, co zastał w gabinecie natychmiast przyprawiło go o mdłości.
         Na zasłanej pokruszonymi odłamkami szkła posadzce leżały rozciągnięte, rozkrzyżowane i niemalże nagie zwłoki Lockharta. Krew wciąż była świeża, lecz powoli już krzepła, a malowane nią były tak przedziwne znaki, iż można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że odbył się tutaj jakiś satanistyczny rytuał. Po środku piersi profesora ziała głęboka, niemalże czarna dziura pełna lepkiej, gęstej cieczy. To ona wydzielała ten przykry zapach. Na całym torsie wymalowany był pentagram, natomiast całe ciało Gilderoya otoczono szkarłatnym kręgiem. Wszystko to przykryte było prawie niewidoczną mgiełką czerwonych jak lawa włosów. Przez plecy Snape’a przebiegł zimny, nieprzyjemny dreszcz, gdy ten zajrzał w wytrzeszczone oczy martwego mężczyzny — były mętne i skryte za cieniutką, śmiertelną mgiełką, jednak wyrażały rozpaczliwe pragnienie ucieczki pomieszane z przerażeniem. Złote loki posklejane były zakrzepniętą już dawno krwią.
         — Na Boga, któż to uczynił? — wyszeptał Dumbledore.
         Najwyraźniej bał się cokolwiek zrobić z tymi symbolicznie ułożonymi zwłokami, gdyż jego różdżka tańczyła tylko bezczynnie w smukłej, pomarszczonej już dłoni. Przez moment oboje stali w bezruchu, układając w głowie plan dalszych kroków. Obaj wiedzieli, że jeśli wyjdzie na jaw, jak straszliwy los spotkał nauczyciela obrony przed czarną magią, Hogwart będzie skończony.
         — Trafniejsze pytanie brzmi: dlaczego?
         W głowie Snape’a zarysowała się już twarz sprawcy. Nie przemówił jednak ani słowem, starając się nie wdychać cuchnącej woni sztywnych już zwłok. Musiał teraz sprawdzić jedną rzecz, a później…

*

         Odczułam porażającą wręcz ulgę, kiedy opadłam na twarde, skrzypiące, żelazne łóżko. Wciąż byłam przemarznięta, roztrzęsiona i ranna, nie mówiąc już o tym, że miałam całą szatę i ręce powalane krwią. Wnętrza obu dłoni piekły mnie nieznośnie, ale nie miałam siły na nowo podźwignąć się na nogi, aby sięgnąć po upuszczoną gdzieś przy drzwiach różdżkę i spróbować opatrzyć rany. Wodziłam tylko przepełnionymi rozpaczą i znużeniem oczami po komnacie, w której dane mi było zamieszkać. Była to kwatera obskurna i niewielka, lecz przynajmniej nikt mnie tu nie niepokoił. Żołądek wypełniony miałam niepokojem, który nie pozwalał mi zasnąć. Wciąż odtwarzałam to, co wydarzyło się w Hogwarcie: półnaga kobieta w gabinecie Lockharta, jego obrzydliwy podstęp i… i te okropne zamiary. Boże, on chciał wyczyścić moją pamięć! Nie potrafiłam trafnie osądzić, który z tych niecnych uczynków był mi najbardziej obmierzły.
         Z trudem zwlekłam się ze skrzypiącego materaca i ruszyłam w stronę uchylonych drzwi, za którymi znajdowała się łazienka. A raczej maleńka toaleta, brudny prysznic i poobtłukiwana umywalka, nad którą wisiało pęknięte lustro z mocno wyszczerbionym rogiem. Sycząc z bólu, odkręciłam kurek, a z kawałka uciętego gumowego węża ogrodowego (który miał być chyba prowizoryczną baterią) trysnął strumień twardej, lodowatej wody. Z ulgą zanurzyłam w niej dłonie, a czysta, odświeżająca ciecz spłukała suche strupy. Pod tą obrzydliwą skorupą pojawiły się podłużne, głębokie rozcięcia, z których nadal sączyła się gorąca krew. Rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu apteczki, choć szczerze wątpiłam, że właścicielka tego motelu zadbała o tak mało istotną rzecz; w końcu jednak odnalazłam wiszącą na ścianie drewnianą skrzyneczkę. Wydobyłam z niej maleńką buteleczkę dyptamu oraz nieco stary bandaż, odkorkowałam fiolkę i wylałam całą jej zawartość na dłonie. Zapiekło okropnie, a ja zasyczałam niczym rozwścieczony wąż. Nie zauważyłam, kiedy z kącików oczu popłynęły mi łzy. Rany na moment scaliły się, lecz nie minęła sekunda, a na nowo się otworzyły — krew polała się obficie na podłogę. Przeraziło mnie to, a żołądek chyba wywinął mi się na lewą stronę. Przecież dyptam potrafił wyleczyć gorsze obrażenia, więc czym były dla niego proste, rozcięte w mugolski sposób rany? Być może szkło było zaklęte, a ja nie zauważyłam tego w roztrzepaniu, które mnie ogarnęło. Odrzuciłam do siebie zaplamioną, pustą fiolkę i obwiązałam bandażem obie dłonie. Krew przesiąkła nieco przez pożółkł, cieniutkie płótno, lecz nie mogłam uczynić nic więcej. Postanowiłam czekać, aż samo się zrośnie. Bo… Bo kiedyś musiało się zagoić…

         Byłam słaba i głodna, a za oknem już dniało. Spojrzałam w lustro — moje oczy były przekrwione, twarz znękana i przygnębiona. Przetarłam więc piekące powieki i przeczekałam długie włosy palcami. Zastygłam w przerażeniu, kiedy ujrzałam, że w dłoniach pozostało mi sporo pukli, które odzyskały już swój naturalny, ciemnokasztanowy kolor. Na czaszce prześwitywały nagie, bezwłose miejsca. Drżącymi palcami zaczęłam pocierać te placki i szarpać kosmyki, a serce waliło mi w piersi, kiedy coraz to nowe włosy sypały się na zakurzoną podłogę. Cała się trzęsłam, kiedy w bladym świetle jedynej płonącej świecy ujrzałam blask łysej głowy. Czerniły się jedynie brwi i rzęsy. Łzy na nowo podeszły mi do oczu, jednak nie było to spowodowane utratą włosów. Wszystkie okropieństwa minionego dnia spadły na mnie jak lawina. Te kainowe rany już zawsze będą przypominać mi nie tylko o straszliwej zbrodni, której się dopuściłam, ale także o nieszczęśliwym, bolesnym uczuciu, które już nigdy nie będzie kojarzyło się ze szczęściem. Moja radość, która przepełniała mnie jeszcze wczorajszego dnia, zdała się być tak nierzeczywista…

         Nawet nie poczułam, kiedy zasnęłam. Pamiętam, jak opadam na łóżko, które zaskrzypiało niemiłosiernie, gdzieś u żelaznego, prostego wezgłowia zamajaczył puszysty ogon Szaula. Później mam już czarną plamę w pamięci. Nie wiedziałam, jak długo spałam, do tego nie przyśniło mi się absolutnie nic. Leżałabym o wiele dłużej, gdyby nie przeraźliwy, nieznośny ból brzucha. Było mi niedobrze z głodu, czułam, że natychmiast muszę coś zjeść. Dlatego zwlekłam się z łóżka, obmyłam się i doprowadziłam do porządku, po czym podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Pokój momentalnie wypełnił nieprzyjemny zapach dymu i węgla, lecz potrzebowałam choć odrobiny światła. Byłam zmuszona zignorować ten swąd.
         Kiedy zeszłam na dół, w głównej sali nie spotkałam prawie nikogo. Przy kontuarze stała tylko ta sama niechlujna, brzydka kobieta, a w ciemnym kącie kiwały się sennie dwa brodate, pijane krasnoludy. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale teraz izba wydała mi się o wiele czystsza niż poprzedniej nocy. Mały, drewniany zegar wybił godzinę pierwszą. Podeszłam do lady, czując, jak żołądek skręca mi się boleśnie z głodu.
         — Na obiad jest wątróbka albo zupa jarzynowa. Co podać? — zapytała stojąca za barem kobieta, zanim zdążyłam choćby otworzyć usta. Choć starała się być uprzejma, głos miała bardzo ordynarny.
         Szybko przeliczyłam swoje finansowe możliwości.
         — Zupę.
         — Dobra. Będzie za kwadrans.
         Udała się na zaplecze, ja natomiast zajęłam miejsce przy najczystszym stoliku i czekałam. W żołądku czułam coś jeszcze, co z pewnością nie było związane z głodem. Po raz pierwszy, kiedy już opadły emocje związane z ostatnimi wydarzeniami, zaczęłam odczuwać strach. Prawdziwy, niemalże namacalny strach i niepokój o swoją przyszłość. Byłam świadoma tego, że po zakończeniu edukacji w Hogwarcie pozostanę sama (nie chciałam myśleć teraz o Lockharcie), lecz w tym momencie byłam podejrzana o zabójstwo. Nie mogłam opuścić ulicy Śmiertelnego Nokturna nawet po to, aby zabrać trochę złota z Banku Gringotta. Nie byłam biedna, a musiałam żyć w nędzy, odliczając dni do chwili, w której wyląduję na bruku. Nie zabrałam ze sobą nawet szaty, w którą mogłabym się przebrać. A pomocy znikąd. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Nie chciałam myśleć o przyszłości, aby nie wpaść w jeszcze większe przygnębienie. Zawsze chciałam zostać uzdrowicielką, lecz teraz nie dostanę nawet swoich wyników z testów końcowych, które były przecież podstawą do otrzymania jakiejkolwiek pracy. Skończy się na tym, że w najlepszym wypadku otrzymam posadę jako pomywaczka w tym obskurnym barze. W najgorszym zaś trafię do Azkabanu, gdzie spędzę resztę życia. Prawo ustanowione w świecie czarodziejów było bardzo surowe, a od wyroku nie było odwołania.
         Nadeszła kobieta, dźwigając na brudnej, ceramicznej tacy głęboką, szarą misę wypełnioną po brzegi parującą zupę jarzynową z chlebem. Nie zważając na fakt, iż w Hogwarcie jadałam o niebo lepiej, błyskawicznie pochłonęłam jej zawartość. Zupa była pozbawiona smaku, a warzywa rozmoknięte, miało to jednak drugorzędne znaczenie. Kiedy już pochłonęłam to, co znajdowało się w misce, znowu poczułam zmęczenie, więc bez słowa udałam się z powrotem do swojego pokoju. Nie chciałam jednak spać. Byłam pusta niczym porzucona sucha muszla na piaszczystej plaży. Położyłam się do łóżka i nakryłam swoją łysą głowę grubym kocem. Oczy miałam szeroko otwarte, utkwione gdzieś w ciemności. Drżałam na całym ciele, lecz w ogóle nie odczuwałam chłodu. Po kilku minutach zdałam sobie także sprawę z łez płynących po twarzy. Były gorące i ciężkie, wywoływały w moim sercu gniew. Sama byłam sobie winna, że w tak głupi sposób dałam się oszukać. Mogłam z nim sypiać, mogłam nawet trochę się zauroczyć, ale… Na Boga, miłość? Zniszczyła mnie, to przez nią utraciłam nad sobą panowanie i zabiłam Lockharta. To znaczy… Oczywiście uczyniłabym to bezzwłocznie, jednak nigdy nie dałabym się ponieść emocjom na tyle, aby dokonać nieplanowanej zbrodni. Wszystko bym przemyślała. Krok po kroku. Ale to już nie miało najmniejszego znaczenia. Klamka zapadła. A teraz jedyne, co miałam, to maleńki, złoty kluczyk na szyi pod zakrwawioną szatą. Zawieszony na wytartym rzemyku. Do niczego jednak na chwilę obecną nie byłam mi potrzebny, skoro nie mogłam nawet opuścić baru. O wizycie w Banku Gringotta nie było mowy.

         Leżałam tak cały dzień, nie czując głodu, zmęczenia czy jakiejkolwiek emocji, a energia całkowicie wyparowała z mojego ciała. Patrzyłam pustymi, zgaszonymi oczami w stronę okna, gładząc bezwiedni łysą czaszkę. Teraz, kiedy nie mogłam myśleć już o niczym istotnym, zaczęłam zastanawiać się nad przyczynami utraty włosów. Nigdy dotąd czegoś podobnego nie doświadczyłam. Pierwsza i chyba najbardziej logiczna myśl pojawiła się dopiero po długiej chwili. Czy robiła się ze mnie żeńska kopia Lorda Voldemorta? Być może za jakiś czas moje oczy staną się szkarłatne, a pewnego ranka obudzę się z płaskim obliczem węża? To ostatnie wypełniało mnie największym przerażeniem. Nie uważam się za piękność, lecz naprawdę byłam przywiązana do swojej twarzy. Chociaż… Teraz nie mogłam zawracać sobie głowy włosami. Czy były mi do czegokolwiek potrzebne? W tej chwili uroda miała najmniejsze znaczenie. Pragnęłam odetchnąć. Odpocząć, przestać myśleć… Chciałam, aby było tak, jak dawniej. Wydawało mi się, że mój świat się skończył. Nie byłam już tą samą osobą, dawna Mary Madeleine przestała żyć. Umarła, kiedy popełniła tę okropną zbrodnię. W ogóle nie żałowałam tego, co uczyniłam, aczkolwiek nie potrafiłam wyrzucić z pamięci obraz martwego Lockharta, gdyż moje złamane serce wciąż wypełniała paląca miłość.

*

         W taki właśnie sposób spędziłam kilka następnych dni. Rozpaczliwie broniłam się przed wspomnieniami, a myślenie sprawiało mi ból. Może nie był on do końca fizyczny, lecz nie zmieniało to faktu, iż odnosiłam wrażenie, jakby moją duszę kroiły na kawałki setki noży. Czasami pozwalałam sobie na łzy, ale tylko czasami, przeważnie siedziałam bądź leżałam, nie jadłam też zbyt wiele, co było po części skutkiem wstrętu do pożywienia, a po części związane z brakiem pieniędzy. Nie miałam już przy sobie ani jednego knuta, co uświadomiło mi, jak złoto wpływa na samopoczucie człowieka. Pod tym względem mugole i czarodzieje nie różnili się od siebie ani trochę. Pieniądze są istotne.

         Pewnego deszczowego poranka przyszła do mnie właścicielka baru. Przez te wszystkie dni trochę się poznałyśmy, lecz ja byłam na tyle zrozpaczona i jednocześnie obojętna, aby tę znajomość zakwalifikować do tych krótkotrwałych i mało znaczących.
         — Dzień dobry — powitała mnie. Nie znała mojego imienia, a ja nie znałam jej; ten układ bardzo mi odpowiadał, a i ona nie wyglądała na zmartwioną tą chłodną relacją. Skrzyżowała ręce na piersi i dodała: — Wiesz, po co tu przyszłam?
         Zerknęłam na nią przelotnie i ponownie utkwiłam wzrok w oknie.
         — Nie mam ani grosza, a ty doskonale o tym wiesz — mruknęłam, wzruszając beztrosko ramionami. — Nie mam też gdzie mieszkać, więc mogę cię prosić jedynie o przesunięcie terminu zapłaty.
         Kobieta roześmiała się dźwięcznie i oparła się z dużą gracją o framugę zamkniętych drzwi. Wyglądała na fałszywą, wredną wiedźmę trudniącą się nierządem, lecz tak naprawdę była miłą, wyrozumiałą czarownicą. No i miała niesamowicie silny charakter. Teraz, kiedy miałam do czynienia tylko i wyłącznie z jakimiś podejrzanymi typami spod ciemnej gwiazdy, właścicielka baru wydała mi się najlepszym autorytetem do naśladowania.
         — Mogłabym to zrobić, ale przecież będziesz musiała w końcu zapłacić. Nie masz złota, ale nie zdobędziesz go, wylegując się na tym zapierdziałym materacu — odparła, wzruszając ramionami. — Nie interesuje mnie, w jaki sposób zdobędziesz złoto. Jeśli nie zamierzasz pójść do pracy, załatw to w inny sposób.
         Znów na nią zerknęłam, tym razem z większym zainteresowaniem, ale właścicielka baru już odeszła, zamykając cicho drzwi. Prawda, nie miało to znaczenia, w jaki sposób zdobędę pieniądze. Ja jednak wciąż panicznie lękałam się wyjść na zewnątrz. Marzyłam o jakiejś pracy, która odciągnie zbolałe myśli od Lockharta. Wyściubienia nosa za drzwi karczmy bałam się tego tak bardzo, że utraciłam to, na co tak mocno oczekiwałam po udanym seksie. A może był to skutek mojego ciągłego głodzenia się? Od dawna pod koniec każdego miesiąca krwawiłam, a teraz… Brakowało mi złota, tak rozpaczliwie go potrzebowałam, że zaczynałam się już niepokoić, iż po prostu umrę z głodu. Gdzieś z tyłu bezwłosej głowy czaił się pomysł, który był dla mnie ostatnią deską ratunku, lecz duma nie pozwalała mi dopuścić do siebie tej ewentualności. Obawiałam się jednak, że ten honor będę musiała schować do kieszeni, i to już rychło. Nie chciałam być kurwą, ale… 

         Odczekałam, aż zapadnie zmrok, a ulice zapełnią się opryszkami, niebezpiecznymi czarownikami i lubieżnymi, tanimi dziwkami; łudziłam się, że jakoś uda mi się wmieszać w ten podejrzany tłumek. Dopiero wtedy udało mi się zmusić zdrętwiałe kończyny do ruchu. Drżąc na całym ciele, wysunęłam się z Czarnego Neptuna, narzucając na głowę kaptur. Dookoła panowała nieprzenikniona, gęsta noc, a kiedy szłam powoli nierównym, popękanym krawężnikiem, towarzyszyły mi podejrzane, niejednokrotnie przerażające dźwięki. Nikt jednak mnie nie zaczepiał, byłam wszak jedną z nich. Nie czułam strachu, ściskałam przecież różdżkę w kieszeni podartej szaty. Szłam tak i szłam, zaglądając do każdej kamienicy i każdego obskurnego lokalu, jednak żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Instynktownie zaczęłam szukać dogodnego miejsca, w którym mogłabym stanąć i zacząć oferować innym moje usługi.
         W pewnej chwili ujrzałam uchylone drzwi i wąskie, podłużne pasmo pomarańczowego światła padającego na nieheblowane, drewniane schody. Zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła — nikt nie czaił się w pobliżu, więc na powrót wlepiłam łakome spojrzenie w brudną, szklaną witrynę sklepową. Nikogo nie było, a w środku na krześle leżało zawiniątko, z którego wystawało coś srebrnego, chyba jakiś błyszczący puchar. Miałam zaledwie ułamek sekundy na podjęcie decyzji i… Uległam pokusie. Wyciągnęłam różdżkę, wsadziłam jej koniec w szparę pomiędzy drzwiami a framugą i wyszeptałam drżącym głosem:
         — Accio.
         Tobołek uniósł się zaledwie kilka cali nad krzesłem i popłynął cichutko w powietrzu prosto w me rozwarte, niecierpliwe ramiona. Uczyniłam to dosłownie w ostatniej chwili, gdyż zza zaplecza wyszedł żylasty goblin w towarzystwie garbatego staruszka. Serce załomotało mi w piersiach, a kolana zadrżały. Natychmiast wzięłam nogi za pas, modląc się w duchu, aby goblin nie zorientował się zbyt szybko, że jego zawiniątko zniknęło. Nie miałam nawet odwagi, żeby zerknąć do tobołka i przekonać się, co udało mi się ukraść.
         Nie pamiętam zbyt dobrze drogi do baru. Kiedy wspominałam tę chwilę, widziałam dopiero obdartą klatkę schodową i zamknięte drzwi do mojej sypialni, o które oparłam się plecami i odetchnęłam z ulgą. Byłam już bezpieczna. Ujrzałam swoje odbicie w pękniętym lustrze. Musiałam wyglądać tak, jak się czułam — jakbym dopiero co spotkała ożywione zwłoki. Ciemne podkowy pod oczami sprawiały, że sama wyglądałam jak żywy trup! Nigdy bym nie pomyślała, że będę kiedykolwiek w tak opłakanym stanie. Musiałam natychmiast się uspokoić. Zdjęłam przez głowę brudną szatę, a moje wychudzone, ziemiste, szorstkie ciało obleczone tylko i wyłącznie w bieliznę przeszyła igła chłodu. W środku czułam się rozgrzana, jakbym miała gorączkę. Pochyliłam się nad umywalką, umyłam sobie kark i zwilżyłam zimną wodą spierzchnięte wargi. W tym czasie odpadły mi ostatnie włoski imitujące rzęsy i brwi, ale to było bez znaczenia. Ja ukradłam. Byłam złodziejką.
         Woda trochę mnie ocuciło, więc mogłam dokładniej zbadać swą zdobycz. Podeszłam ostrożnie do łóżka, na którym ułożyłam wcześniej skradziony tobołek i rozwinęłam go. Szaul obserwował mnie uważnie, a jego przepełnione ciekawością oczy błyszczały. Odchyliłam rąbek ładnej, haftowanej, wielobarwnej chusty, a moim oczom ukazał się stos srebrnych, prostych pucharków oraz kilka małych, porcelanowych talerzyków. Odetchnęłam głęboko, zachwycona swoją zdobyczą, jednocześnie czując się jak ostatnia podła szmata. Gdy ubierałam szatę, próbowałam wytłumaczyć się przed samą sobą, że to o wiele lepsze od prostytucji, że zrobiłam to, aby by przeżyć… Nie potrafiłam jednak zagłuszyć wyrzutów sumienia. Miałam jedynie nadzieję, że z czasem zniknął. Jeden z wielu kamieni spadł mi z serca. Chwilowo rozwiązał się jeden z moich problemów.

___________

Dzisiaj mam urodziny, więc dodaję ten rozdział, kolejny zaś będzie dopiero po Wielkanocy. Takie postanowienie. Mam nadzieję, że nie będziecie się buntować przez tę przerwę od fabuły HP. Dedykacja dla Caitlin. :*

16 komentarzy:

  1. ~YuukiChan
    28 lutego 2013 o 15:29

    Rozdział znakomity , ogółem opowiadania twoje są wyjątkowe ma się wrażenie jakby się film oglądało , lub stało się z boku i wszystko widziało , czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam YuukieChan :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lutego 2013 o 15:37
      Hahaha już sobie wyobrażam film na podstawie LMM, lol albo na pdst SCP :D Mózg rozj.ebany xD

      Usuń
  2. ~mey bi
    28 lutego 2013 o 16:19

    hej, jestem zainteresowana ofertą Twojej pomocy w wygladzie bloga :) zostawiam Ci mój numer gg 8795599 i proszę o kontakt :) lub o jakis sposób, jak mogę się skontaktować z Tobą :) pozdrawiam mey bi. http://www.fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lutego 2013 o 16:25
      Okej, piszę do Ciebie na gg :D

      Usuń
  3. ~Cavalla
    6 marca 2013 o 15:54

    Nareszcie nadrobiłam!
    Uwielbiam Twój styl pisania. Podziwiam Cię pod względem zamiłowania do polskości oraz patriotyzmu. Chciałabym w ten sposób myśleć o ojczyźnie, naprawdę.
    Wracając do bloga, imponujesz mi pomysłowością, haha. Każde z Twoich opowiadań emanuje oryginalnością.
    Scena śmierci Lockharta przypomina tę z „Kodu da Vinci”. Zastanawiam się, dlaczego May Madelaine nie pozbyła się zwłok tylko naznaczyła w ten sposób.
    Nie rozumiem też, dlaczego wypadły jej włosy, co przez to chciałas przekazać. Pewnie wyjasni się w kolejnych rozdziałach. Czekam z niecierpliwością, dingus13 :)
    Przy okazji błagam o wybaczenie za zbombardowanie pytaniami o blogspot, haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 marca 2013 o 16:44
      Dokładnie „Kod da Vinci” mnie zainspirował, a konkretniej miałam podobną scenę w głowie, dopiero później się okazało, że to właśnie dlatego, że wielokrotnie oglądałam „Kod” xd Widzę, że myślimy podobnie xd
      Mimo że Mary Madeleine jest córką Voldemorta, jest jeszcze młoda, nie ma całkowitego panowania nad swoimi emocjami, dlatego się przeraziła i uciekła. Ona nie pamięta tego, że kreśliła dookoła niego jakieś znaki, w głowie ma zaledwie strzępy z tego zdarzenia. Osoby, które dokonają w afekcie jakiejś zbrodni (nie mówię już o morderstwie, tylko np. o napaści cz uderzeniu kogoś) zazwyczaj pamiętają tylko strzępy tego, co uczyniły.
      No, tak, włosy wyjaśnię jednak trochę później, niż w kolejnym odcinku, ale wyjaśnię.
      Nie, nie przeszkadzają mi pytania o blogspota, sama się nie znam na nim aż tak, jak na onecie, ale kolejne blogi będę zakladała tam, już mam nawet linki przeniesione xD

      Usuń
  4. ~Marzycielka
    6 marca 2013 o 18:35

    Bardzo mi się podobał ten rozdział. Myślę, że wyjście akcji poza mury Hogwartu wyszło na plus :)
    W umiejętny sposób ukazałaś uczucia MM. Co tu dużo mówić, od dawna jestem zachwycona Twoim stylem przedstawiania akcji ^^

    Dziewczyna wpadła w niemałe tarapaty. Ale oczywiście ani myśli przyznawać się do winy – zdaję sobie sprawę, że jest to niełatwe, zwłaszcza, że za mordrestwo grozi gnicie w Azkabanie.
    Wystraszyłam się o sposób zdobycia pieniędzy – mam ciarki na myśl o tym, że wiele dziewczyn, aby jakoś przeżyć, musi uprawiać prostytucje. Na szczęście MM (przynajmniej na razie) uniknęła tego rozwiązania. Coś mi się jednak wydaje, że nie poprzestanie na jednej kradzieży…
    Dodam jeszcze, że zszokował, a także zaciekawił mnie pomysł łysej głowy MM. Czuję tutaj symbolikę :P Córka Voldemorta jak znalazł ;)
    No i Snape – pewnie ma swoje domysły, co do sprawcy morderstwa. Jestem ciekawa, jak postąpi wobec tej sytuacji.

    Pozdrawiam i spóźnione sto lat :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 marca 2013 o 18:54
      Będę tęsknić za „Komnatą”, bo to moja ulubiona część, ma taki… klimat. Ale już nie mogłam się doczekać, żeby zacząć pisać całkiem sama, teraz Rowling będzie miała wpływ tylko na istnienie bohaterów i ogólny zarys fabuły. Mogę pisać całkiem sama i wymyślać, co tylko chcę xD
      Kradzież przyszła mi na myśl już dawno, dawno temu, kiedy tylko zobaczyłam „Moll Flanders”. Nie wiesz, gdzie mogę nabyć tę książkę? Wszystko jedno, po angielsku czy po polsku.
      Haha, ja dopiero, kiedy wpadłam na pomysł utraty włosów, zdałam dobie sprawę z tego, że przecież piszę o córce Voldemorta. Do tej pory jakoś tego sama nie dostrzegam, a jestem przecież autorką. Ale z drugiej strony lepiej mieć dwie alegorie niż jedną xD Jednak ten właściwy powód wyłysienia wyjawię już za jakiś czas xD

      Usuń
  5. ~Marzycielka
    8 marca 2013 o 21:26

    Aha, rozumiem,czyli utrata włosów ma jeszcze jakieś znaczenie. Nie mogę się doczekać, aby dowiedzieć się jakie ;P
    Nie, niestety nie pomogę Ci w sprawie tej książki xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 marca 2013 o 11:12
      Oczywiście, na łatwiznę nie idę xD

      Usuń
  6. ~Freddie
    11 marca 2013 o 23:01

    http://oddech-milosci-hogwartu.blogspot.com <— nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Caitlin
    19 marca 2013 o 15:17

    Dziękuję za dedykację <3 Haha to chyba ona mnie przyzwała z powrotem na bloga :D

    Rozdział genialny. W ogóle, Lockhart został załatwiony po całości. Nawet Dumbledore'a to zniesmaczyło, mnie się zrobiło tylko niedobrze :D haha, i to jego pytanie, takie w jego stylu: "Pytanie brzmi: dlaczego?" xDDD

    Kurczę, współczuję Mary Madeleine. Nie dość, że czuje się tragicznie, to jeszcze pozbawiłaś ją włosów. Miejże litość :D
    A tak btw, to troszkę mi przypomina Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego :D w sensie, jego zachowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 marca 2013 o 16:17
      Haha, mówisz, że to jest mało litościwe? Ha, poczekaj na kolejny rozdział, dobiję MM.
      Ej, rozdział rozdziałem, ale kiedy TY coś napiszesz? xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      20 marca 2013 o 17:22

      Ouhohoh. Rozumiem, i czekam :>

      No pisze, super opornie, bo mi poleciała akcja. Trochę mi to zniszczyło całą koncepcję…

      Usuń
    3. 20 marca 2013 o 19:34
      A co konkretnie?

      Usuń
  8. ~Lily
    9 marca 2013 o 21:38

    Nowa notka na http://lily-ev.blog.onet.pl/.
    Zapraszam. ;)

    OdpowiedzUsuń