Przez długi czas
łomotali w drzwi gabinetu należącego do nauczyciela obrony przed czarną magią.
Nie byli najlepszymi przyjaciółmi, lecz teraz stali ramię w ramię: Severus
Snape i Albus Dumbledore, równie zmartwieni, jak i przerażeni. To, co stało się
w Komnacie Tajemnic bez wątpienia było tragiczne, lecz zniknięcie Lockharta
wydało im się bardziej złowieszcze. W ich głowach pojawiło się to samo pytanie:
dlaczego profesor zamknął się w swoim pokoju? Mistrz Eliksirów miał na ten
temat swoją teorię.
— To na nic —
warknął przez zaciśnięte zęby. — Musimy wyważyć drzwi.
W jego dłoni pojawiła
się różdżka, ale dyrektor powstrzymał go uprzejmie, chwytając delikatnie za
ramię.
— Ależ Severusie,
ośmielę się przypomnieć ci, że to niezwykle niegrzeczne — rzekł, choć jego oczy
zalśniły niepewnie.
Dumbledore nie wierzył, że mogło stać
się coś złego, natomiast Snape już prężył się do ataku. Miał ochotę rozprawić
się z tym tchórzliwym gogusiem już dawno temu.
— Pewnie ten wypacykowany laluś
stchórzył, kiedy Potter i Weasley po niego przyszli, więc zabarykadował się w
gabinecie.
Odsunął ściskające go ramię dyrektora i
machnął różdżką, której świst pomieszał się z hałasem żelaznych, rozpadły się
na drobne kawałeczki zawiasów. Dwaj mężczyźni w ostatniej chwili zdążyli
odskoczyć, gdyż drzwi wypadły z drewnianych framug i zwaliły się z hukiem na
kamienną podłogę. Gdy mieszanina kurzu i wiórów opadła, ich oczom ukazał się
nieludzki bałagan, jak gdyby właściciel tych porozrzucanych rzeczy pakował się
w pośpiechu. Lockharta nigdzie nie było, jedynie nozdrza drażnił ostry,
nieprzyjemny swąd.
— A cóż to jest? — mruknął Dumbledore,
marszcząc srebrne brwi.
Pochylił się lekko za biurkiem, a kiedy
to zrobił, jego wiecznie opanowana i emanująca optymizmem twarz skamieniała.
Snape uczynił to samo, lecz w momencie, gdy ujrzał to, co leżało na kamiennej
podłodze, jego duszę przepełnił lęk i obrzydzenie. Był śmierciożercą od bardzo
wielu lat i bywał świadkiem makabrycznych scen, ale to, co zastał w gabinecie
natychmiast przyprawiło go o mdłości.
Na zasłanej pokruszonymi odłamkami
szkła posadzce leżały rozciągnięte, rozkrzyżowane i niemalże nagie zwłoki
Lockharta. Krew wciąż była świeża, lecz powoli już krzepła, a malowane nią były
tak przedziwne znaki, iż można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że odbył się
tutaj jakiś satanistyczny rytuał. Po środku piersi profesora ziała głęboka,
niemalże czarna dziura pełna lepkiej, gęstej cieczy. To ona wydzielała ten przykry
zapach. Na całym torsie wymalowany był pentagram, natomiast całe ciało
Gilderoya otoczono szkarłatnym kręgiem. Wszystko to przykryte było prawie
niewidoczną mgiełką czerwonych jak lawa włosów. Przez plecy Snape’a przebiegł
zimny, nieprzyjemny dreszcz, gdy ten zajrzał w wytrzeszczone oczy martwego
mężczyzny — były mętne i skryte za cieniutką, śmiertelną mgiełką, jednak
wyrażały rozpaczliwe pragnienie ucieczki pomieszane z przerażeniem. Złote loki
posklejane były zakrzepniętą już dawno krwią.
— Na Boga, któż to uczynił? — wyszeptał
Dumbledore.
Najwyraźniej bał się cokolwiek zrobić z
tymi symbolicznie ułożonymi zwłokami, gdyż jego różdżka tańczyła tylko
bezczynnie w smukłej, pomarszczonej już dłoni. Przez moment oboje stali w
bezruchu, układając w głowie plan dalszych kroków. Obaj wiedzieli, że jeśli
wyjdzie na jaw, jak straszliwy los spotkał nauczyciela obrony przed czarną
magią, Hogwart będzie skończony.
— Trafniejsze pytanie brzmi:
dlaczego?
W głowie Snape’a zarysowała się już
twarz sprawcy. Nie przemówił jednak ani słowem, starając się nie wdychać cuchnącej
woni sztywnych już zwłok. Musiał teraz sprawdzić jedną rzecz, a później…
*
Odczułam porażającą wręcz ulgę, kiedy
opadłam na twarde, skrzypiące, żelazne łóżko. Wciąż byłam przemarznięta,
roztrzęsiona i ranna, nie mówiąc już o tym, że miałam całą szatę i ręce
powalane krwią. Wnętrza obu dłoni piekły mnie nieznośnie, ale nie miałam siły
na nowo podźwignąć się na nogi, aby sięgnąć po upuszczoną gdzieś przy drzwiach
różdżkę i spróbować opatrzyć rany. Wodziłam tylko przepełnionymi rozpaczą i
znużeniem oczami po komnacie, w której dane mi było zamieszkać. Była to kwatera
obskurna i niewielka, lecz przynajmniej nikt mnie tu nie niepokoił. Żołądek
wypełniony miałam niepokojem, który nie pozwalał mi zasnąć. Wciąż odtwarzałam
to, co wydarzyło się w Hogwarcie: półnaga kobieta w gabinecie Lockharta, jego
obrzydliwy podstęp i… i te okropne zamiary. Boże, on chciał wyczyścić moją
pamięć! Nie potrafiłam trafnie osądzić, który z tych niecnych uczynków był mi
najbardziej obmierzły.
Z trudem zwlekłam się ze skrzypiącego
materaca i ruszyłam w stronę uchylonych drzwi, za którymi znajdowała się
łazienka. A raczej maleńka toaleta, brudny prysznic i poobtłukiwana umywalka,
nad którą wisiało pęknięte lustro z mocno wyszczerbionym rogiem. Sycząc z bólu,
odkręciłam kurek, a z kawałka uciętego gumowego węża ogrodowego (który miał być
chyba prowizoryczną baterią) trysnął strumień twardej, lodowatej wody. Z ulgą
zanurzyłam w niej dłonie, a czysta, odświeżająca ciecz spłukała suche strupy.
Pod tą obrzydliwą skorupą pojawiły się podłużne, głębokie rozcięcia, z których
nadal sączyła się gorąca krew. Rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu apteczki,
choć szczerze wątpiłam, że właścicielka tego motelu zadbała o tak mało istotną
rzecz; w końcu jednak odnalazłam wiszącą na ścianie drewnianą skrzyneczkę.
Wydobyłam z niej maleńką buteleczkę dyptamu oraz nieco stary bandaż,
odkorkowałam fiolkę i wylałam całą jej zawartość na dłonie. Zapiekło okropnie,
a ja zasyczałam niczym rozwścieczony wąż. Nie zauważyłam, kiedy z kącików oczu
popłynęły mi łzy. Rany na moment scaliły się, lecz nie minęła sekunda, a na
nowo się otworzyły — krew polała się obficie na podłogę. Przeraziło mnie to, a
żołądek chyba wywinął mi się na lewą stronę. Przecież dyptam potrafił wyleczyć
gorsze obrażenia, więc czym były dla niego proste, rozcięte w mugolski sposób rany?
Być może szkło było zaklęte, a ja nie zauważyłam tego w roztrzepaniu, które
mnie ogarnęło. Odrzuciłam do siebie zaplamioną, pustą fiolkę i obwiązałam
bandażem obie dłonie. Krew przesiąkła nieco przez pożółkł, cieniutkie płótno,
lecz nie mogłam uczynić nic więcej. Postanowiłam czekać, aż samo się zrośnie.
Bo… Bo kiedyś musiało się zagoić…
Byłam słaba i głodna, a za oknem już
dniało. Spojrzałam w lustro — moje oczy były przekrwione, twarz znękana i
przygnębiona. Przetarłam więc piekące powieki i przeczekałam długie włosy
palcami. Zastygłam w przerażeniu, kiedy ujrzałam, że w dłoniach pozostało mi
sporo pukli, które odzyskały już swój naturalny, ciemnokasztanowy kolor. Na
czaszce prześwitywały nagie, bezwłose miejsca. Drżącymi palcami zaczęłam
pocierać te placki i szarpać kosmyki, a serce waliło mi w piersi, kiedy coraz
to nowe włosy sypały się na zakurzoną podłogę. Cała się trzęsłam, kiedy w
bladym świetle jedynej płonącej świecy ujrzałam blask łysej głowy. Czerniły się
jedynie brwi i rzęsy. Łzy na nowo podeszły mi do oczu, jednak nie było to
spowodowane utratą włosów. Wszystkie okropieństwa minionego dnia spadły na mnie
jak lawina. Te kainowe rany już zawsze będą przypominać mi nie tylko o
straszliwej zbrodni, której się dopuściłam, ale także o nieszczęśliwym,
bolesnym uczuciu, które już nigdy nie będzie kojarzyło się ze szczęściem. Moja
radość, która przepełniała mnie jeszcze wczorajszego dnia, zdała się być tak
nierzeczywista…
Nawet nie poczułam, kiedy zasnęłam.
Pamiętam, jak opadam na łóżko, które zaskrzypiało niemiłosiernie, gdzieś u
żelaznego, prostego wezgłowia zamajaczył puszysty ogon Szaula. Później mam już
czarną plamę w pamięci. Nie wiedziałam, jak długo spałam, do tego nie przyśniło
mi się absolutnie nic. Leżałabym o wiele dłużej, gdyby nie przeraźliwy,
nieznośny ból brzucha. Było mi niedobrze z głodu, czułam, że natychmiast muszę
coś zjeść. Dlatego zwlekłam się z łóżka, obmyłam się i doprowadziłam do
porządku, po czym podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Pokój
momentalnie wypełnił nieprzyjemny zapach dymu i węgla, lecz potrzebowałam choć
odrobiny światła. Byłam zmuszona zignorować ten swąd.
Kiedy zeszłam na dół, w głównej sali
nie spotkałam prawie nikogo. Przy kontuarze stała tylko ta sama niechlujna,
brzydka kobieta, a w ciemnym kącie kiwały się sennie dwa brodate, pijane
krasnoludy. Nie wiem, czym było to spowodowane, ale teraz izba wydała mi się o
wiele czystsza niż poprzedniej nocy. Mały, drewniany zegar wybił godzinę
pierwszą. Podeszłam do lady, czując, jak żołądek skręca mi się boleśnie z
głodu.
— Na obiad jest wątróbka albo zupa
jarzynowa. Co podać? — zapytała stojąca za barem kobieta, zanim zdążyłam choćby
otworzyć usta. Choć starała się być uprzejma, głos miała bardzo ordynarny.
Szybko przeliczyłam swoje finansowe
możliwości.
— Zupę.
— Dobra. Będzie za kwadrans.
Udała się na zaplecze, ja natomiast
zajęłam miejsce przy najczystszym stoliku i czekałam. W żołądku czułam coś
jeszcze, co z pewnością nie było związane z głodem. Po raz pierwszy, kiedy już
opadły emocje związane z ostatnimi wydarzeniami, zaczęłam odczuwać strach.
Prawdziwy, niemalże namacalny strach i niepokój o swoją przyszłość. Byłam
świadoma tego, że po zakończeniu edukacji w Hogwarcie pozostanę sama (nie
chciałam myśleć teraz o Lockharcie), lecz w tym momencie byłam podejrzana o
zabójstwo. Nie mogłam opuścić ulicy Śmiertelnego Nokturna nawet po to, aby
zabrać trochę złota z Banku Gringotta. Nie byłam biedna, a musiałam żyć w
nędzy, odliczając dni do chwili, w której wyląduję na bruku. Nie zabrałam ze
sobą nawet szaty, w którą mogłabym się przebrać. A pomocy znikąd. Znalazłam się
w sytuacji bez wyjścia. Nie chciałam myśleć o przyszłości, aby nie wpaść w
jeszcze większe przygnębienie. Zawsze chciałam zostać uzdrowicielką, lecz teraz
nie dostanę nawet swoich wyników z testów końcowych, które były przecież
podstawą do otrzymania jakiejkolwiek pracy. Skończy się na tym, że w najlepszym
wypadku otrzymam posadę jako pomywaczka w tym obskurnym barze. W najgorszym zaś
trafię do Azkabanu, gdzie spędzę resztę życia. Prawo ustanowione w świecie
czarodziejów było bardzo surowe, a od wyroku nie było odwołania.
Nadeszła kobieta, dźwigając na brudnej,
ceramicznej tacy głęboką, szarą misę wypełnioną po brzegi parującą zupę
jarzynową z chlebem. Nie zważając na fakt, iż w Hogwarcie jadałam o niebo
lepiej, błyskawicznie pochłonęłam jej zawartość. Zupa była pozbawiona smaku, a
warzywa rozmoknięte, miało to jednak drugorzędne znaczenie. Kiedy już pochłonęłam
to, co znajdowało się w misce, znowu poczułam zmęczenie, więc bez słowa udałam
się z powrotem do swojego pokoju. Nie chciałam jednak spać. Byłam pusta niczym
porzucona sucha muszla na piaszczystej plaży. Położyłam się do łóżka i nakryłam
swoją łysą głowę grubym kocem. Oczy miałam szeroko otwarte, utkwione gdzieś w
ciemności. Drżałam na całym ciele, lecz w ogóle nie odczuwałam chłodu. Po kilku
minutach zdałam sobie także sprawę z łez płynących po twarzy. Były gorące i
ciężkie, wywoływały w moim sercu gniew. Sama byłam sobie winna, że w tak głupi
sposób dałam się oszukać. Mogłam z nim sypiać, mogłam nawet trochę się
zauroczyć, ale… Na Boga, miłość? Zniszczyła mnie, to przez nią utraciłam nad
sobą panowanie i zabiłam Lockharta. To znaczy… Oczywiście uczyniłabym to
bezzwłocznie, jednak nigdy nie dałabym się ponieść emocjom na tyle, aby dokonać
nieplanowanej zbrodni. Wszystko bym przemyślała. Krok po kroku. Ale to już nie
miało najmniejszego znaczenia. Klamka zapadła. A teraz jedyne, co miałam, to
maleńki, złoty kluczyk na szyi pod zakrwawioną szatą. Zawieszony na wytartym
rzemyku. Do niczego jednak na chwilę obecną nie byłam mi potrzebny, skoro nie
mogłam nawet opuścić baru. O wizycie w Banku Gringotta nie było mowy.
Leżałam tak cały dzień, nie czując
głodu, zmęczenia czy jakiejkolwiek emocji, a energia całkowicie wyparowała z
mojego ciała. Patrzyłam pustymi, zgaszonymi oczami w stronę okna, gładząc
bezwiedni łysą czaszkę. Teraz, kiedy nie mogłam myśleć już o niczym istotnym,
zaczęłam zastanawiać się nad przyczynami utraty włosów. Nigdy dotąd czegoś
podobnego nie doświadczyłam. Pierwsza i chyba najbardziej logiczna myśl
pojawiła się dopiero po długiej chwili. Czy robiła się ze mnie żeńska kopia
Lorda Voldemorta? Być może za jakiś czas moje oczy staną się szkarłatne, a
pewnego ranka obudzę się z płaskim obliczem węża? To ostatnie wypełniało mnie
największym przerażeniem. Nie uważam się za piękność, lecz naprawdę byłam
przywiązana do swojej twarzy. Chociaż… Teraz nie mogłam zawracać sobie głowy
włosami. Czy były mi do czegokolwiek potrzebne? W tej chwili uroda miała
najmniejsze znaczenie. Pragnęłam odetchnąć. Odpocząć, przestać myśleć… Chciałam,
aby było tak, jak dawniej. Wydawało mi się, że mój świat się skończył. Nie
byłam już tą samą osobą, dawna Mary Madeleine przestała żyć. Umarła, kiedy
popełniła tę okropną zbrodnię. W ogóle nie żałowałam tego, co uczyniłam,
aczkolwiek nie potrafiłam wyrzucić z pamięci obraz martwego Lockharta, gdyż
moje złamane serce wciąż wypełniała paląca miłość.
*
W taki właśnie sposób spędziłam kilka
następnych dni. Rozpaczliwie broniłam się przed wspomnieniami, a myślenie
sprawiało mi ból. Może nie był on do końca fizyczny, lecz nie zmieniało to
faktu, iż odnosiłam wrażenie, jakby moją duszę kroiły na kawałki setki noży.
Czasami pozwalałam sobie na łzy, ale tylko czasami, przeważnie siedziałam bądź
leżałam, nie jadłam też zbyt wiele, co było po części skutkiem wstrętu do pożywienia,
a po części związane z brakiem pieniędzy. Nie miałam już przy sobie ani jednego
knuta, co uświadomiło mi, jak złoto wpływa na samopoczucie człowieka. Pod tym
względem mugole i czarodzieje nie różnili się od siebie ani trochę. Pieniądze są istotne.
Pewnego deszczowego poranka przyszła do
mnie właścicielka baru. Przez te wszystkie dni trochę się poznałyśmy, lecz ja
byłam na tyle zrozpaczona i jednocześnie obojętna, aby tę znajomość
zakwalifikować do tych krótkotrwałych i mało znaczących.
— Dzień dobry — powitała mnie. Nie
znała mojego imienia, a ja nie znałam jej; ten układ bardzo mi odpowiadał, a i
ona nie wyglądała na zmartwioną tą chłodną relacją. Skrzyżowała ręce na piersi
i dodała: — Wiesz, po co tu przyszłam?
Zerknęłam na nią przelotnie i ponownie
utkwiłam wzrok w oknie.
— Nie mam ani grosza, a ty
doskonale o tym wiesz — mruknęłam, wzruszając beztrosko ramionami. — Nie mam
też gdzie mieszkać, więc mogę cię prosić jedynie o przesunięcie terminu
zapłaty.
Kobieta roześmiała się dźwięcznie i
oparła się z dużą gracją o framugę zamkniętych drzwi. Wyglądała na fałszywą,
wredną wiedźmę trudniącą się nierządem, lecz tak naprawdę była miłą,
wyrozumiałą czarownicą. No i miała niesamowicie silny charakter. Teraz, kiedy
miałam do czynienia tylko i wyłącznie z jakimiś podejrzanymi typami spod
ciemnej gwiazdy, właścicielka baru wydała mi się najlepszym autorytetem do
naśladowania.
— Mogłabym to zrobić, ale przecież
będziesz musiała w końcu zapłacić. Nie masz złota, ale nie zdobędziesz go, wylegując
się na tym zapierdziałym materacu — odparła, wzruszając ramionami. — Nie
interesuje mnie, w jaki sposób zdobędziesz złoto. Jeśli nie zamierzasz pójść do
pracy, załatw to w inny sposób.
Znów na nią zerknęłam, tym razem z
większym zainteresowaniem, ale właścicielka baru już odeszła, zamykając cicho
drzwi. Prawda, nie miało to znaczenia, w jaki sposób zdobędę pieniądze. Ja
jednak wciąż panicznie lękałam się wyjść na zewnątrz. Marzyłam o jakiejś pracy,
która odciągnie zbolałe myśli od Lockharta. Wyściubienia nosa za drzwi karczmy
bałam się tego tak bardzo, że utraciłam to, na co tak mocno oczekiwałam po
udanym seksie. A może był to skutek mojego ciągłego głodzenia się? Od dawna pod
koniec każdego miesiąca krwawiłam, a teraz… Brakowało mi złota, tak
rozpaczliwie go potrzebowałam, że zaczynałam się już niepokoić, iż po prostu
umrę z głodu. Gdzieś z tyłu bezwłosej głowy czaił się pomysł, który był dla
mnie ostatnią deską ratunku, lecz duma nie pozwalała mi dopuścić do siebie tej
ewentualności. Obawiałam się jednak, że ten honor będę musiała schować do
kieszeni, i to już rychło. Nie chciałam być kurwą, ale…
Odczekałam, aż zapadnie zmrok, a ulice
zapełnią się opryszkami, niebezpiecznymi czarownikami i lubieżnymi, tanimi
dziwkami; łudziłam się, że jakoś uda mi się wmieszać w ten podejrzany tłumek.
Dopiero wtedy udało mi się zmusić zdrętwiałe kończyny do ruchu. Drżąc na całym
ciele, wysunęłam się z Czarnego Neptuna, narzucając na głowę kaptur. Dookoła
panowała nieprzenikniona, gęsta noc, a kiedy szłam powoli nierównym, popękanym
krawężnikiem, towarzyszyły mi podejrzane, niejednokrotnie przerażające dźwięki.
Nikt jednak mnie nie zaczepiał, byłam wszak jedną z nich. Nie czułam strachu,
ściskałam przecież różdżkę w kieszeni podartej szaty. Szłam tak i szłam,
zaglądając do każdej kamienicy i każdego obskurnego lokalu, jednak żaden pomysł
nie przychodził mi do głowy. Instynktownie zaczęłam szukać dogodnego miejsca, w
którym mogłabym stanąć i zacząć oferować innym moje usługi.
W pewnej chwili ujrzałam uchylone drzwi
i wąskie, podłużne pasmo pomarańczowego światła padającego na nieheblowane,
drewniane schody. Zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła — nikt nie czaił się w
pobliżu, więc na powrót wlepiłam łakome spojrzenie w brudną, szklaną witrynę
sklepową. Nikogo nie było, a w środku na krześle leżało zawiniątko, z którego
wystawało coś srebrnego, chyba jakiś błyszczący puchar. Miałam zaledwie ułamek
sekundy na podjęcie decyzji i… Uległam pokusie. Wyciągnęłam różdżkę, wsadziłam
jej koniec w szparę pomiędzy drzwiami a framugą i wyszeptałam drżącym głosem:
— Accio.
Tobołek uniósł się zaledwie kilka cali
nad krzesłem i popłynął cichutko w powietrzu prosto w me rozwarte, niecierpliwe
ramiona. Uczyniłam to dosłownie w ostatniej chwili, gdyż zza zaplecza wyszedł
żylasty goblin w towarzystwie garbatego staruszka. Serce załomotało mi w
piersiach, a kolana zadrżały. Natychmiast wzięłam nogi za pas, modląc się w
duchu, aby goblin nie zorientował się zbyt szybko, że jego zawiniątko zniknęło.
Nie miałam nawet odwagi, żeby zerknąć do tobołka i przekonać się, co udało mi
się ukraść.
Nie pamiętam zbyt dobrze drogi do baru.
Kiedy wspominałam tę chwilę, widziałam dopiero obdartą klatkę schodową i
zamknięte drzwi do mojej sypialni, o które oparłam się plecami i odetchnęłam z
ulgą. Byłam już bezpieczna. Ujrzałam swoje odbicie w pękniętym lustrze. Musiałam
wyglądać tak, jak się czułam — jakbym dopiero co spotkała ożywione zwłoki. Ciemne
podkowy pod oczami sprawiały, że sama wyglądałam jak żywy trup! Nigdy bym nie
pomyślała, że będę kiedykolwiek w tak opłakanym stanie. Musiałam natychmiast
się uspokoić. Zdjęłam przez głowę brudną szatę, a moje wychudzone, ziemiste,
szorstkie ciało obleczone tylko i wyłącznie w bieliznę przeszyła igła chłodu. W
środku czułam się rozgrzana, jakbym miała gorączkę. Pochyliłam się nad
umywalką, umyłam sobie kark i zwilżyłam zimną wodą spierzchnięte wargi. W tym
czasie odpadły mi ostatnie włoski imitujące rzęsy i brwi, ale to było bez
znaczenia. Ja ukradłam. Byłam złodziejką.
Woda trochę mnie ocuciło, więc mogłam
dokładniej zbadać swą zdobycz. Podeszłam ostrożnie do łóżka, na którym ułożyłam
wcześniej skradziony tobołek i rozwinęłam go. Szaul obserwował mnie uważnie, a
jego przepełnione ciekawością oczy błyszczały. Odchyliłam rąbek ładnej,
haftowanej, wielobarwnej chusty, a moim oczom ukazał się stos srebrnych,
prostych pucharków oraz kilka małych, porcelanowych talerzyków. Odetchnęłam głęboko,
zachwycona swoją zdobyczą, jednocześnie czując się jak ostatnia podła szmata.
Gdy ubierałam szatę, próbowałam wytłumaczyć się przed samą sobą, że to o wiele
lepsze od prostytucji, że zrobiłam to, aby by przeżyć… Nie potrafiłam jednak
zagłuszyć wyrzutów sumienia. Miałam jedynie nadzieję, że z czasem zniknął. Jeden
z wielu kamieni spadł mi z serca. Chwilowo rozwiązał się jeden z moich
problemów.
___________
Dzisiaj mam urodziny, więc dodaję ten rozdział, kolejny zaś będzie
dopiero po Wielkanocy. Takie postanowienie. Mam nadzieję, że nie będziecie się
buntować przez tę przerwę od fabuły HP. Dedykacja dla Caitlin. :*
~YuukiChan
OdpowiedzUsuń28 lutego 2013 o 15:29
Rozdział znakomity , ogółem opowiadania twoje są wyjątkowe ma się wrażenie jakby się film oglądało , lub stało się z boku i wszystko widziało , czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam YuukieChan :*
28 lutego 2013 o 15:37
UsuńHahaha już sobie wyobrażam film na podstawie LMM, lol albo na pdst SCP :D Mózg rozj.ebany xD
~mey bi
OdpowiedzUsuń28 lutego 2013 o 16:19
hej, jestem zainteresowana ofertą Twojej pomocy w wygladzie bloga :) zostawiam Ci mój numer gg 8795599 i proszę o kontakt :) lub o jakis sposób, jak mogę się skontaktować z Tobą :) pozdrawiam mey bi. http://www.fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com
28 lutego 2013 o 16:25
UsuńOkej, piszę do Ciebie na gg :D
~Cavalla
OdpowiedzUsuń6 marca 2013 o 15:54
Nareszcie nadrobiłam!
Uwielbiam Twój styl pisania. Podziwiam Cię pod względem zamiłowania do polskości oraz patriotyzmu. Chciałabym w ten sposób myśleć o ojczyźnie, naprawdę.
Wracając do bloga, imponujesz mi pomysłowością, haha. Każde z Twoich opowiadań emanuje oryginalnością.
Scena śmierci Lockharta przypomina tę z „Kodu da Vinci”. Zastanawiam się, dlaczego May Madelaine nie pozbyła się zwłok tylko naznaczyła w ten sposób.
Nie rozumiem też, dlaczego wypadły jej włosy, co przez to chciałas przekazać. Pewnie wyjasni się w kolejnych rozdziałach. Czekam z niecierpliwością, dingus13 :)
Przy okazji błagam o wybaczenie za zbombardowanie pytaniami o blogspot, haha
6 marca 2013 o 16:44
UsuńDokładnie „Kod da Vinci” mnie zainspirował, a konkretniej miałam podobną scenę w głowie, dopiero później się okazało, że to właśnie dlatego, że wielokrotnie oglądałam „Kod” xd Widzę, że myślimy podobnie xd
Mimo że Mary Madeleine jest córką Voldemorta, jest jeszcze młoda, nie ma całkowitego panowania nad swoimi emocjami, dlatego się przeraziła i uciekła. Ona nie pamięta tego, że kreśliła dookoła niego jakieś znaki, w głowie ma zaledwie strzępy z tego zdarzenia. Osoby, które dokonają w afekcie jakiejś zbrodni (nie mówię już o morderstwie, tylko np. o napaści cz uderzeniu kogoś) zazwyczaj pamiętają tylko strzępy tego, co uczyniły.
No, tak, włosy wyjaśnię jednak trochę później, niż w kolejnym odcinku, ale wyjaśnię.
Nie, nie przeszkadzają mi pytania o blogspota, sama się nie znam na nim aż tak, jak na onecie, ale kolejne blogi będę zakladała tam, już mam nawet linki przeniesione xD
~Marzycielka
OdpowiedzUsuń6 marca 2013 o 18:35
Bardzo mi się podobał ten rozdział. Myślę, że wyjście akcji poza mury Hogwartu wyszło na plus :)
W umiejętny sposób ukazałaś uczucia MM. Co tu dużo mówić, od dawna jestem zachwycona Twoim stylem przedstawiania akcji ^^
Dziewczyna wpadła w niemałe tarapaty. Ale oczywiście ani myśli przyznawać się do winy – zdaję sobie sprawę, że jest to niełatwe, zwłaszcza, że za mordrestwo grozi gnicie w Azkabanie.
Wystraszyłam się o sposób zdobycia pieniędzy – mam ciarki na myśl o tym, że wiele dziewczyn, aby jakoś przeżyć, musi uprawiać prostytucje. Na szczęście MM (przynajmniej na razie) uniknęła tego rozwiązania. Coś mi się jednak wydaje, że nie poprzestanie na jednej kradzieży…
Dodam jeszcze, że zszokował, a także zaciekawił mnie pomysł łysej głowy MM. Czuję tutaj symbolikę :P Córka Voldemorta jak znalazł ;)
No i Snape – pewnie ma swoje domysły, co do sprawcy morderstwa. Jestem ciekawa, jak postąpi wobec tej sytuacji.
Pozdrawiam i spóźnione sto lat :*
6 marca 2013 o 18:54
UsuńBędę tęsknić za „Komnatą”, bo to moja ulubiona część, ma taki… klimat. Ale już nie mogłam się doczekać, żeby zacząć pisać całkiem sama, teraz Rowling będzie miała wpływ tylko na istnienie bohaterów i ogólny zarys fabuły. Mogę pisać całkiem sama i wymyślać, co tylko chcę xD
Kradzież przyszła mi na myśl już dawno, dawno temu, kiedy tylko zobaczyłam „Moll Flanders”. Nie wiesz, gdzie mogę nabyć tę książkę? Wszystko jedno, po angielsku czy po polsku.
Haha, ja dopiero, kiedy wpadłam na pomysł utraty włosów, zdałam dobie sprawę z tego, że przecież piszę o córce Voldemorta. Do tej pory jakoś tego sama nie dostrzegam, a jestem przecież autorką. Ale z drugiej strony lepiej mieć dwie alegorie niż jedną xD Jednak ten właściwy powód wyłysienia wyjawię już za jakiś czas xD
~Marzycielka
OdpowiedzUsuń8 marca 2013 o 21:26
Aha, rozumiem,czyli utrata włosów ma jeszcze jakieś znaczenie. Nie mogę się doczekać, aby dowiedzieć się jakie ;P
Nie, niestety nie pomogę Ci w sprawie tej książki xD
9 marca 2013 o 11:12
UsuńOczywiście, na łatwiznę nie idę xD
~Freddie
OdpowiedzUsuń11 marca 2013 o 23:01
http://oddech-milosci-hogwartu.blogspot.com <— nowy rozdział ;)
~Caitlin
OdpowiedzUsuń19 marca 2013 o 15:17
Dziękuję za dedykację <3 Haha to chyba ona mnie przyzwała z powrotem na bloga :D
Rozdział genialny. W ogóle, Lockhart został załatwiony po całości. Nawet Dumbledore'a to zniesmaczyło, mnie się zrobiło tylko niedobrze :D haha, i to jego pytanie, takie w jego stylu: "Pytanie brzmi: dlaczego?" xDDD
Kurczę, współczuję Mary Madeleine. Nie dość, że czuje się tragicznie, to jeszcze pozbawiłaś ją włosów. Miejże litość :D
A tak btw, to troszkę mi przypomina Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" Dostojewskiego :D w sensie, jego zachowanie.
19 marca 2013 o 16:17
UsuńHaha, mówisz, że to jest mało litościwe? Ha, poczekaj na kolejny rozdział, dobiję MM.
Ej, rozdział rozdziałem, ale kiedy TY coś napiszesz? xD
~Caitlin
Usuń20 marca 2013 o 17:22
Ouhohoh. Rozumiem, i czekam :>
No pisze, super opornie, bo mi poleciała akcja. Trochę mi to zniszczyło całą koncepcję…
20 marca 2013 o 19:34
UsuńA co konkretnie?
~Lily
OdpowiedzUsuń9 marca 2013 o 21:38
Nowa notka na http://lily-ev.blog.onet.pl/.
Zapraszam. ;)