27 stycznia 2013

Rozdział 14

Rozdział zawiera wątki erotyczne, sceny nieprzeznaczone dla dzieci, dlatego życzę miłego czytania xD

         Wśliznęłam się do komnaty, starając się nie robić hałasu. Tak, jak planowałam, Lockhart mnie nie usłyszał. Siedział w fotelu, odwrócony plecami do wejścia i czytał gazetę. Z zażenowaniem odkryłam, że był to egzemplarz Czarownicy. Podeszłam tak blisko, że moje piersi zetknęły się z oparciem wysłużonego, skórzanego fotela. Objęłam siedzącego w nim mężczyznę za szyję i ukryłam twarz w gęstej, złotej czuprynie. Udało mi się go uszczypnąć pieszczotliwie w ucho, zanim odwrócił się zaskoczony.
         — Zawsze przychodzisz wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewam — rzekł, gdy obeszłam fotel, szybko rozpinając swoją szatę.
         — Masz z tym jakiś problem, hmm? — zapytałam spokojnie i, choć na pierwszy rzut oka nie było tego po mnie widać, bardzo chciałam zabrzmieć groźnie.
         — Ależ oczywiście, że nie — odparł, uśmiechając się do mnie jak anioł. — Chciałbym po prostu mieć pewność, że któregoś dnia nie zaskoczysz mnie i nie sprawisz, że umrę ze strachu.
         — Dobrze, w takim razie masz moje słowo, że jutro nie będę ci zawracać głowy. — Zaśmiałam się cicho i przysunęłam swoją twarz do jego, aby móc go pocałować.
         Nie robił tego tak dobrze, jak Snape, ale co on osiągnął… Lockhart nie miał czasu na romanse, dużo podróżował i pracował, walczył z magicznymi stworzeniami nękającymi Bogu ducha winnych ludzi. Za to Mistrz Eliksirów wciąż przebywał w szkole, w wiosce Hogsmeade mieszkało całe mnóstwo kobiet, nie jest też wykluczone, że znajdują się tam także dziwki. Jest bardzo prawdopodobne, że kiedy od czasu do czasu spotykał się ze mną, korzystał też z ich usług. Jednak było mi to teraz obojętne. To była przeszłość. Przeszłość. Miałam mężczyznę, który naprawdę mnie kochał i był mi wierny. Zaufałam Lockhartowi i mogłam mu opowiedzieć o wszystkim, jeśli tylko zapyta. Czułam, że byłam już gotowa na wyznanie.
         Kiedy szybkimi, zamaszystymi ruchami rozbierał mnie z szat, czułam przejmujące dreszcze na całym ciele. To była prawdziwa miłość, a nie jakiś zwierzęcy, prymitywny akt, zaspokojenie tylko i wyłącznie seksualnych (jak to było w przypadku mojego i Snape'a romansu) potrzeb.
         Lockhart poderwał mnie w ramiona, pocałunkami jeszcze bardziej podsycając pożądanie. Zanim się zorientowałam, już leżałam na łóżku, przygnieciona jego ciepłym ciężarem. Złote loki przykryły mi twarz, kiedy całował moją szyję, później dekolt… Pragnęłam, aby to już się stało, aby dał upust moim żądzom, jednak czułam, że zamierzał dłużej się ze mną pobawić. Jego dłonie obracały mnie na wszystkie strony, wydawał się być profesjonalistą w tym, co robił. A kiedy dotykał mojego ciała, czułam w brzuchu cudowny uścisk, pragnęłam, aby to trwało wiecznie. Otaczał mnie jego zapach, kiedy otwierałam oczy, widziałam tylko jego przepełnione pożądaniem, lekko zmrużone, lazurowe tęczówki, które błyszczały delikatnie w półmroku. Palce zakończone krótkimi, zadbanymi paznokciami błądziły czule po mojej szyi, ramionach i plecach, bardzo łagodnie i ostrożnie, jakby moja skóra była najcieńszą, najcenniejszą tkaniną, którą może przerwać najlżejszy uścisk. Poczułam bijące od niego gorąco i w tej chwili zdałam sobie sprawę, że i on nie ma na sobie ubrania. Przesunęłam lekko kolanem po jego udzie, dając mu swego rodzaju… zaproszenie. Skorzystał z niego w tej samej chwili. Jego dłoń zacisnęła się na moim pośladku, a nasze ciała złączyły się w jedno. Przycisnął mnie do siebie, a jego szybkie, nieco chaotyczne ruchy doprowadziły mnie do ekstazy. Czułam, że moje miejsce było właśnie tu, u jego boku, w jego łóżku, ramionach i… sercu. Lockhart zacisnął powieki, na jego zawsze idealnie gładkim, alabastrowym czole pojawiła się delikatna, pionowa zmarszczka. Moje paznokcie wbiły się w jego ramiona, a ciało przeszyła mi szpila rozkoszy. Nie potrafiłam poskromić przeciągłego, drżącego jęku. Z gardła Gilderoya wydobyło się przeciągłe westchnienie, które chyba bardzo chciał powstrzymać. Nagle wszystkie emocje opadły, a ja uniosłam powieki i ujrzałam jego śmiejące się, lśniące oczy tuż przy moich.
         — Kocham cię — wyszeptałam, uśmiechając się szeroko.
         Ujął moją twarz w obie dłonie i pocałował mnie. Jego język niczym wąż wpełzł pomiędzy moje wargi, błądząc po wnętrzu policzków i tocząc bój z moim. Było to idealne dopełnienie gry naszych ciał, które wciąż unosiły się w nierównych oddechach. Kiedy odsunął swoje usta od moich, pochylił się nisko nade mną i wyszeptał:
         — Ja ciebie też.

*

         Nie ukrywam, że od kiedy plotki o Komnacie Tajemnic się rozniosły, zbagatelizowałam je, jak zresztą wszyscy Ślizgoni w Hogwarcie. Przerażające napaści mnie bawiły, krwisty napis na ścianie wywoływał pobłażliwe uśmiechy na twarzy, a strachliwe uwagi pierwszoroczniaków komentowałam jedynie wzruszeniem ramion. Nieobecność Dumbledore'a była dla mnie akurat mało istotna, w sumie to nawet lepiej, że go zawieszono. Hogwart nie był już pod jego ciągłą obserwacją. Co prawda nauczyciele niezwykle się martwili, starali się odprowadzać uczniów na lekcje, wyglądając z nadzieją na starszą młodzież, jakby oczekiwali, że ktoś z wyższej klasy pomoże im ogarnąć ten chaos. Nie zostało zbyt wiele czasu do końca semestru, zwyczajne egzaminy końcowe zaczynały się już za trzy dni, ale do tego momentu mogło wydarzyć się jeszcze sporo. Bardzo chciałam wyznać całą prawdę Lockhartowi jeszcze przed opuszczeniem szkołę, ale kiedy już otwierałam usta, aby to uczynić, czułam w żołądku nieprzyjemny uścisk. Byłam tchórzem. Tłumaczyłam się tym, że rzadko się ostatnio widywaliśmy, no i nie było do tego okazji… Obiecałam sobie, że przy najbliższym spotkaniu powiem mu prawdę, choćbym miała wyrzygać wywinięty na lewą stronę żołądek. To było dla mnie bardzo ważne, przecież od tej informacji zależał mój związek. A co, jeśli Gilderoy porzuci mnie, bo przerazi go perspektywa spędzenia reszty życia z kimś takim jak ja? Nie oszukujmy się, nie należał do najodważniejszych, a ja ani przez chwilę nie uwierzyłam w to, o czym pisał w swoich książkach. Nie potępiałam go jednak, każdy musi z czegoś żyć, a sama przecież także oszukiwałam ludzi. Jego sposób na zarabianie był tylko i wyłącznie jego sprawą.

         Dziś absolutnie nic nie zapowiadało, że będzie to tak niezwykły dzień. Podczas śniadania profesor McGonagall oznajmiła podekscytowanemu tłumowi uczniów, iż mandragory są już zupełnie dojrzałe i można przygotować z nich eliksir, który przywróci spetryfikowanym życie. Ach, cóż za istotna wiadomość, bez wątpienia odmieni moje życie. Pojawi się kilka starych szlam, aby roznosić zarazę plugawej, brudnej krwi.
Siedziałam właśnie w salonie Ślizgonów i odpoczywałam po niedawno spożytym obiedzie, rzucając po całej komnacie korki od piwa kremowego, a Szaul biegał za nimi, usiłując je złapać. Razem z Josephine i Poncjuszem zajmowaliśmy miejsce na podłodze, gdzieś w okolicy kominka i wodziliśmy wzrokiem za szalejącym kotem, nie odzywając się do siebie. W całym pokoju wspólnym panowała atmosfera ogólnego zmęczenia i znużenia, ale jakoś nikt nie udał się do sypialni, aby odpocząć po obiedzie. Nagle rozległ się ogłuszający, przerażający, magicznie wzmocniony głos profesor McGonagall wydobywający się ze wszystkich ścian:
         — Wszyscy uczniowie mają natychmiast wrócić do swoich dormitoriów. Natychmiast.
         Najpierw wszyscy wpatrywali się w sufit z nadzieją, że padnie jeszcze jakieś słowo wyjaśnienia, po czym zrobiło się straszne zamieszanie wśród pierwszo i drugoklasistów. Na to tylko czekałam. Nikt o niczym nie wiedział, ale można było łatwo się domyśleć, że był kolejny atak. Zanim Josephine lub Poncjusz zdążyli jakoś zareagować, zerwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę wyjścia. W ukrytym przejściu minęła mnie duża grupa ślizgońskich, bladych ze strachu uczniów z trzeciej klasy. Przepchnęłam się między nimi na korytarz i od razu wpadłam prosto w objęcia Snape'a.
         — Ach, cóż za niespodzianka — rzekł, zaciskając mocno palce na moich ramionach. Wyglądał na bardzo usatysfakcjonowanego. — Nie interesuje mnie, dokąd się wybierasz, ale nadal jesteś moją podopieczną i musisz stosować się do instrukcji, które…
         — Ale…
         — …a moim życzeniem jest, abyś łaskawie wróciła do pokoju wspólnego i nie łamała zasad bezpieczeństwa. W tej chwili.
         Wypowiedział hasło i wepchnął mnie brutalnie do dormitorium, po czym ruszył przyspieszonym krokiem w stronę wyjścia. Nie zrezygnowałam jednak tak szybko, jak podejrzewał Snape. Odczekałam kilka minut, drepcząc niecierpliwie w miejscu, a w tym czasie w salonie wszystko się uspokoiło.
         Na korytarzu powitała mnie nienaturalna wręcz cisza, kąsając nieprzyjemnie w uszy. Nie spotkałam tam nikogo, nawet najmarniejszego ducha, tylko postacie z obrazów wodziły za mną wzrokiem pełnym dawnych, umarłych już emocji. Towarzyszyły mi tylko moje własne kroki odbijające się echem od zimnych ścian, których nijak nie potrafiłam zagłuszyć. Serce zaś łomotało mi w piersiach po części ze zmęczenia, a po części ze strachu. Nigdy nie podejrzewałabym siebie o takie zachowanie i… Na Boga… Te niestosowne uczucia! Zdenerwowanie było oznaką przeogromnej słabości, a przejmowanie się czymkolwiek… Było jeszcze gorsze. Jednak czułam, że dla niego mogłabym nagiąć swoje żelazne, nieustępliwe zasady i być przez chwilę zwyczajną dziewczyną.
         Coś ścisnęło mnie w sercu, kiedy ujrzałam drzwi do gabinetu Gilderoya. Odetchnęłam ciężko, aby się uspokoić i zapukałam. Do moich uszu dobiegły jakieś przedziwne odgłosy, jakieś szuranie, stukanie, stukot podeszew i trzaskanie drewnianych drzwiczek.
         — Kto tam? — Usłyszałam stłumiony okrzyk Lockharta, który zabrzmiał tak, jakby został wypowiedziany na wydechu.
         — To ja! Mary Madeleine! — zawołałam, lecz uczyniłam to na tyle cicho, aby jakieś ewentualne błąkające się niedaleko osoby nie były w stanie wykryć mojej obecności.
         W minimalnie uchylonych drzwiach spostrzegłam połowę twarzy Lockharta. Błyskawicznie poznałam, że jest z nim coś nie tak. Na jego obliczu bez wątpienia malowało się przerażenie, które nigdy wcześniej tam nie gościło, dlatego też i ja się zaniepokoiłam. Przez kilka sekund staliśmy tak w milczeniu, po czym Gilderoy wpuścił mnie do środka, jednak uczynił to bez większego entuzjazmu. Gdy przekroczyłam próg, dowiedziałam się, dlaczego.
         — Co tu się stało? — zapytałam, rozglądając się dookoła. — Wyjeżdżasz gdzieś?
         W całym gabinecie panował przeogromny chaos. Wszystkie szafki były pootwierane, szuflady wysunięte, z kufra kipiała mieszanina różnobarwnych szat, pogiętych tiar, całe mnóstwo listów napisanych przez jego fanki, porozrzucane, różowe i białe papiloty…  
         — Nie do końca — odparł, zatrzaskując za mną drzwi. Był zdenerwowany, czułam to, mimo że doskonale panował nad swoim głosem. — Była kolejna napaść…  
         — Tak, słyszałam oświadczenie nadane przez McGonagall — przerwałam mu, ale on gwałtownie chwycił mnie za ramiona z taką siłą, że poczułam ból.
         — Ale tym razem potwór posunął się o krok dalej — ciągnął dramatycznym, ochrypłym szeptem. — Porwał dziewczynkę, małą Ginny Weasley, zaciągnął ją do Komnaty.
         Lockhart chyba oczekiwał, że okażę przerażenie, współczucie albo po prostu przejmę się kolejną ofiarą, lecz ja wciąż wpatrywałam się w niego z ponurym znudzeniem i wzruszyłam lekko ramionami. Przerwałam tę podniosłą atmosferę jednym krótkim pytaniem:
         — No i co z tego? To zdrajczyni krwi.
         Gilderoy jednak nie wziął sobie do serca mojego nieprzyjemnego komentarza.
         — Muszę ją ocalić — wpadł mi w słowo, a jego głos zadrżał podejrzanie. — Do tego się zobowiązałem.
         — Och, jakże bohatersko — zadrwiłam, siadając powoli na blacie biurka na tym niewielkim fragmencie, który nie był jeszcze zawalony porozrzucanymi w nieładzie notatkami. Lockhart wciąż krzątał się po pokoju, a ja skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam nań wyzywająco, jednocześnie uśmiechając się lekko, triumfalnie. — Mam jednak dla ciebie coś super, siadaj na tyłku i posłuchaj.
         Czyste, błękitne niczym dwa szafiry oczy zalśniły, mimo że w komnacie panował przytłaczający, gęsty półmrok. Nie uwierzył w to, że miałam mu coś ciekawego do powiedzenia, choć bez wątpienia zainteresowały go moje słowa. Również się wyprostował, twarz mu się wydłużyła.
         — Naprawdę? — zapytał cicho, a jego usta rozciągnął szeroki uśmiech. — Chętnie posłucham.
         Zignorowałam jego uniesioną w złośliwym, nieco kpiącym geście złotą brew, nie chciałam już ciągnąć tej gry. Zdecydowałam się na szczerość, której Lockhart z pewnością nie pożałuje, zwłaszcza teraz, kiedy wybierał się do Komnaty Tajemnic… Nie chciałam do siebie dopuścić tej myśli, ale… Ale Lockhart mógł już nie wrócić.
         — Już od dawna myślałam nad tym, w jaki sposób mam ci to powiedzieć — zaczęłam, a mój ton głosu zmienił się diametralnie i spowodował także metamorfozę na twarzy Gilderoya; wyraźnie się zaniepokoił. — Wielokrotnie pytałeś mnie o moją rodzinę, ale nie chciałam ci zdradzić, kim oni są… Zrozum, bałam się, że będziesz mną gardził albo potępiał…  
         — Powiedz to w końcu — przerwał mi, a w jego głosie zabrzmiało całkiem wyraźnie zniecierpliwienie.
         Odetchnęłam. Nie było już odwrotu.
         — Lord Voldemort to mój ojciec. — Ku memu zaskoczeniu te słowa opuściły moje gardło niesamowicie spokojnie i gładko.
         Między nami zapadło nieco krępujące milczenie, więc uśmiechnęłam się zachęcająco, lecz wyglądało to raczej jak grymas po zjedzeniu cytryny. Lockhart przez jakiś czas marszczył idealne, złote brwi i mrużył oczy, nie patrząc na mnie. Najwyraźniej łączył fakty, podobnie jak Snape kilka lat temu. Tyle, że Mistrz Eliksirów sam odkrył mój sekret.
         — Tak, to by się nawet zgadzało — mruknął, a na jego twarzy pojawił się niespodziewanie wyraz dzikiej radości, co wprowadziło mnie w błąd. — Wiesz, ja podejrzewałem, że musisz być jakoś związana z tym światem, ale… Nie sądziłem, że jesteś jego córką… Ale mówisz poważnie?
         — Tak, to prawda.
         — Niesamowite! Tyle czekałem na to, aż mi o wszystkim opowiesz… Kochana moja! — Ucałował mnie serdecznie, co wywołało we mnie jeszcze większe zaskoczenie. On chyba… Ucieszył się, że okazałam się być… — Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, ale — spojrzał na wiszący nad drzwiami zegar — nie teraz. Przyjdź za godzinę.
         — Ale co z tą Gryfonką?
         Uśmiech tak pięknie koronujący tę olśniewającą twarz zbladł, a ogień w oczach przygasł. Zaczął krążyć po komnacie, myśląc usilnie, jakby każda sekunda była cenna, zrobiona z najwyższej klasy złota.
         — Ach, tak, tak — mruczał, zerkając co chwilę w stronę szafy. — Dobrze, w takim razie zrób to teraz, byle szybko.
         Usiadł w fotelu, zrzucając na podłogę stos książek leżących na szerokim podłokietniku. Widać było, że bardzo mu zależało, aby wysłuchać tego, co mam mu do powiedzenia, jednak bardzo się niecierpliwił i denerwował. Robienie z siebie bohatera należało do jego hobby, on po prostu uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Ale teraz pierwszy raz tak naprawdę zainteresował się mną i moją rodziną. Ja również usiadłam i zaczęłam opowiadać mu o wszystkim, co wyznałam Josephine, pomijając jedynie fragment ze Snape’em, a nauczyciel słuchał tego z wypiekami na twarzy i coraz bardziej błyszczącymi oczami. Biło od niego rosnące wciąż podniecenie, a moja pewność siebie opuszczała mnie z sekundy na sekundę, jakby to Lockhart je kradł. Gdy skończyłam, zerwał się z fotela. Myśl o porwanej uczennicy całkowicie wyparowała z jego głowy.
         — Nie mogę uwierzyć, że jesteś jego córką i należysz do mnie. Nawet nie wiesz, jakie miałem szczęście, gdy cię spotkałem — rzekł, a jego głos zadrżał od nadmiaru emocji.
         Uśmiechał się tak, że idealnie eksponował swoje olśniewająco białe zęby. Nie panował nad swoją radością, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo go to ucieszyło.
         — Ale nie gniewasz się na mnie? Nie masz pretensji, że to przed tobą ukrywałam? — zapytałam, jąkając się nieustannie, a Gilderoy chwycił moje dłonie.
         — To poważna sprawa, wszystko rozumiem. Ale ja od dawna podejrzewałem, że musisz być z tym związana. To wszystko się nie liczy, ważne jest, że teraz zebrałaś się na odwagę, aby o tym opowiedzieć…
         Urwał, a jego głowa obróciła się w kierunku drzwi. Ja również spojrzałam w tamtą stronę. Na początku pomyślałam, że się przesłyszałam, lecz później zdałam sobie sprawę, iż faktycznie na korytarzu rozbrzmiewają kroki wyraźnie zmierzające w kierunku gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią. Wymieniłam z Lockhartem pełne niepokoju spojrzenia, a on chwycił mnie za ramię i pociągnął brutalnie w kierunku wyjścia.
         — Idą po mnie — wysapał, a głos mu drżał. Był naprawdę przerażony. — Wrócę po ciebie, jak to się skończy. Nie musisz się o nic martwić, poradzę sobie.
         Pocałował mnie w czoło, otworzył drzwi, wyjrzał na zewnątrz, po czym wypchnął mnie za próg tak, jak uprzednio zrobił to Snape. Bałam się, że mogłam być przyczyną jego problemów, więc szybko opuściłam ten korytarz, aby na nikogo się tutaj nie natknąć. Chciałam powrócić do dormitorium, ale tam było teraz całe mnóstwo uczniów rozsiewających plotki o porwanej uczennicy, wciąż zamartwiająca się Josephine oraz pytający o wszystko Poncjusz. Zbyt się denerwowałam, że coś mogło pójść nie tak… Przecież Lockhart chciał zejść do Komnaty Tajemnic i pokonać bazyliszka. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie szukać wejścia! Zajmie mu to całe miesiące, zanim je odnajdzie. Szkołę przeszukiwano wielokrotnie i jeśli Komnaty Tajemnic nie odnaleziono, Lockhart miał na to marne szanse. Mogłam pobiec do niego i wszystko mu wskazać, lecz jeśli ktoś z nim będzie, cała moja tajemnica wyjdzie na jaw i będę skończona. Jedynym rozwiązaniem okazała się ucieczka. Przecież mogła opuścić szkołę, zmienić imię i nazwisko, z wizerunkiem nie będzie najmniejszego problemu… Lecz… Lecz czy to było warte takiego poświęcenia? Najważniejsze, żeby Gilderoy był szczęśliwy i nie utracił twarzy. Dużo mu oddałam, ale on ofiarował mi coś o wiele cenniejszego — swoje serce.
         Natychmiast zawróciłam. Z sali wejściowej pobiegłam prosto do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią, modląc się żarliwie, aby Lockhart jeszcze tam był. Nie widziałam niczego, mogłabym minąć się z nagim Dumbledore’em, a moje oczy całkowicie by go zignorowały. Nie widziałam schodów, obrazów, ścian, korytarzy… Wpadłam do gabinetu, a serce szalało mi w piersiach. To, co tam ujrzałam sprawiło, że poczułam w członkach porażającą słabość, a chłód zmroził mi umysł.

___________

No, wraz z następnym odcinkiem kończę „Komnatę Tajemnic”. W sumie szkoda, zdążyłam się do tych czasów przywiązać. Dedykacja dla Marzycielki. :* 

9 komentarzy:

  1. ~Marzycielka
    27 stycznia 2013 o 19:08

    Dziękuję Ci ślicznie za dedykację :*
    Rozdział czytałam z zapartym tchem ;)
    Początek faktycznie ociekał erotyzmem, ale bardzo podobał mi się sposób, w jaki opisałaś ich akt miłosny.
    No i MM wreszcie wyznała ukochanemu prawdę. To niby dobrze, ale zaniepoiła mnie ta ekscytacja Lockharta. Większość osób byłaby zszokowana i zaniepokojona, a mu tylko oczy błyszczały z zaciekawienia. Czyżby zamierzał jakoś wykorzystać te informacje?
    Wedle kanonu Lockhart będzie chciał uciec, a nie uratować Ginny, ale Harry zmusi go do zejścia do Komnaty. Ciekawa jestem, czy tym razem też tak się stało i czy MM zastała pusty gabinet. To było piękne, że chciała mu pomóc, niezależnie od ceny. Ale coś mi mówi, że bezgraniczne zaufanie nie jest dobrym rozwiązaniem.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 stycznia 2013 o 09:42
      Tutaj oczywiście nie zmienię zamiarów Lockharta, on po prostu chciał tylko i wyłącznie dobrze wypaść przed MM, jest takim samym tchórzem jak w książce Rowling. Rozdziałów mam napisanych aż do 19, do tego nie są mega długie, więc będę mogła częściej publikować xD

      Usuń
  2. ~Lily
    28 stycznia 2013 o 00:59

    Cóż..

    Jestem bardzo zdziwiona że jest tutaj tylko jeden komentarz.
    Ale biorąc pod uwagę to że dzisiaj (a może już wczoraj?) dodałaś tą notkę jestem spokojna. ;P

    Kurde..
    Uwielbiam czytać notki które mają w sobie jakikolwiek wątek erotyczny (może to przez wiek dojrzewania xd), a te w twojim wykonaniu po prostu zwalają z nóg.
    Fragment gdzie opisywałaś wygląd Lockharta sprawił że przeszedł mnie dreszcz. Oh tak. ;DD Szczególnie „idziałam tylko jego przepełnione pożądaniem, lekko zmrużone, lazurowe tęczówki, które błyszczały delikatnie w półmroku.” było po prostu fan-ta-sty-czne.

    Cieszy mnie to że skupiasz się na dużej ilości opisów np. o Komnacie. Jesteś w tym bardzo dobra.

    Oh mamo.
    Karm mnie jeszcze takimi rozdziałami a będę wdzięczna po wieki. ;D

    I jestem ciekawa czy sama robisz szablony na bloga? Jeśli byłabyś mi w stanie kogoś polecić byłabym wdzięczna, bo jest mi wstyd przez moją własną nieudolną grafikę komputerową. ;D

    Pozdrawiam. ;*

    http://lily-ev.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 stycznia 2013 o 09:45
      W następnych rozdziałach będą praktycznie same opisy, a będzie to skutek faktu, iż piszę w pierwszej osobie.
      Szablony robię sama, mogę Ci zrobić, jeśli chcesz, dla mnie to zaledwie pięć minut, tylko musisz mi powiedzieć, jakie kolory chcesz i wysłać zdjęcie xD
      Brak komentarzy może być z dwóch powodów – albo nikomu się nie chce czytać, albo po prostu nie poinformowałam wszystkich (bo właśnie tak uczyniłam, ponieważ wróciłam ze studniówki, przespałam kilka godzin i natychmiast zabrałam się za przepisywanie rozdziału) xD

      Usuń
  3. ~Caitlin
    28 stycznia 2013 o 21:19

    Huhu, pierwsza scena bardzo sensualna;) racja, rozumiem co miałaś na myśli pisząc mi o sposobie pisania scen miłosnych, ale nie jestem mistrzem :D u Ciebie rzeczywiście są też obecne doznania psychiczne, nie tylko fizyczne;)

    Oho, już wiadomo kto szedł do pokoju… Wredne bachorki które lubią wtykać nochale we wszystko.

    Hmm, jestem ciekawa, czy zastała tam książkową scenę, gdy Ron i Harry celują różdżkami w Gilderoya czy coś innego…? ;)))

    buziak! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 29 stycznia 2013 o 22:26
      Oczywiście, teraz tego nie wyjawię, kto wszedł do pokoju, ale w następnym rozdziale wszystko będzie napisane.
      A jak Ci się podoba szablon? Nie widzę, byś załadowała go xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      29 stycznia 2013 o 22:31

      No wiadomo, że muszę poczekać do kolejnego rozdziału :)))

      szablon bardzo mi się podoba, bardzo CI za niego dziękuję:) odpisałam Ci u siebie na Twój komentarz, że niedługo zmienię, mogłaś nie czytać:) jak tylko będę dodawać nową notkę to zmienię, żeby już wszystko było nowe i ładne:)

      Usuń
    3. 30 stycznia 2013 o 18:16
      Kiedy ja zaczynałam, to pisałam gorsze sceny miłosne od Ciebie. Naprawdę, o niebo gorsze.
      Haha, akurat kiedy odpowiedziałam na Twój komentarz na LMM, a potem weszłam na Twojego bloga, to zauważyłam odpowiedź xD

      Usuń
  4. ~Lily
    28 stycznia 2013 o 21:48

    Hej. ;) Na blogu http://lily-ev.blog.onet.pl/ nowa notka..
    Byłabym wdzięczna za ocenę. ;)

    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń